Śledząc w Internecie ożywione dyskusje o "eleganckich sposobach" uniknięcia płacenia podatku kościelnego w Niemczech, można nabrać przekonania, że wielu Polaków przyjeżdżających do pracy w Niemczech unika tego obowiązku, jak nie przymierzając - diabeł święconej wody. Internauci "dobra rada" zasypują pomysłami, jednak gdy proszę o autoryzowanie wypowiedzi do artykułu, trafiam w próżnię. *** "Wydaje mi się, że nawet anonimowość w takim wypadku nie pomoże, bo to dla nich wstyd" - mówi Daniel, ateista, z którym rozmawiam na jednym z portali. "Katolicy, których znam, to dobrzy ludzie, ale ich z całą pewnością 'głęboka wiara' ma trochę infantylne cechy: nie jedzą w piątek mięsa, za to nie widzą problemu w tym, by w ten sam piątek 'nawalić się' do nieprzytomności. To samo z płaceniem na Kościół". *** "Wierzę w Boga, nie wierzę w instytucję" Polacy na emigracji nie dostrzegają związku między materialnym dobrobytem Kościoła a kondycją własnej wiary. "Unikanie płacenia podatku na Kościół w ich przypadku ma bardziej wymiar materialnego nieposłuszeństwa, niż przestępstwa czy grzechu; dalej chodzą na msze, przyjmują sakramenty. i trzeba przyznać, że jeżeli chodzi o tacę, są niezwykle szczodrzy" - stara się wziąć Polaków w obronę Ekonom Prowincji, ks. Teodor Puszcz (Polska Misja Katolicka Bochum). Tymczasem w Niemczech podatek kościelny to obowiązek każdego członka Kościoła, zapisany w ordynacji podatkowej. Tylko w 2016 do kas wspólnot wyznaniowych wpłynęło grubo ponad 11 mld euro, z czego gros pieniędzy trafia do prowadzonych przez nie przedszkoli, szkół, szpitali i ośrodków dla uchodźców. Większość udzielanych w nich sakramentów jest teoretycznie bezpłatna. Z podatku na Kościół, który jest w RFN głównym dochodem wspólnot wyznaniowych, opłacane są też pensje duchownych. "Również polskich księży pracujących w misjach na terenie Niemiec" - podkreśla katolicki Ekonom. Kto, ile i dlaczego tyle? Zgodnie z niemiecką konstytucją tzw. podatek kościelny w wysokości 9 proc. (uwaga: podatku dochodowego, nie dochodu!) ma płacić każdy członek wspólnoty wyznaniowej posiadającej osobowość prawną. Co ciekawe, za obsługę podatku kościelnego niemiecki fiskus pobiera trzyprocentową "opłatę manipulacyjną". Inaczej jest jedynie w Bawarii i Badenii-Wirtembergii (8 proc, bez pośrednictwa fiskusa) Z podatku zwolnieni są wierni, osiągający dochody na poziomie minimum egzystencjalnego, które w 2017 wynosiło 8 820 euro dla osoby samotnej i 17 640 dla rozliczających się małżonków. Podatku nie płacą emeryci, Co ciekawe, przy wspólnym rozliczaniu pary, w których jeden z małżonków jest bezwyznaniowy, a zarabia więcej, ich wspólny dochód opodatkowany jest na rzecz wspólnoty religijnej drugiego partnera. Kościół wybacza, skarbówka nie Panuje powszechna opinia, że aby nie płacić na Kościół wystarczy zadeklarować w dokumencie urzędu skarbowego lub meldunkowego bezwyznaniowość, i po sprawie. Nie do końca - tak długo, jak osoba widnieje w aktach kościelnych jakiegokolwiek państwa jako jego członek, tak długo powinna podać swoje wyznanie i tym samym płacić na Kościół. Jednym słowem wg niemieckiego prawa człowiek ochrzczony ponosi skutki prawne i finansowe decyzji wierzących rodziców. Zatajenie tego faktu może okazać się kosztowne, o czym jednoznacznie wypowiedział się sąd z Muenster przy okazji procesu Polaka (Nr sprawy 4K 597/10Ki, red.). Sentencja wyroku: obywatel RP ochrzczony w Polsce, w Niemczech powinien zadeklarować przynależność do Kościoła. O ile wcześniej z niego oficjalnie nie wystąpił. Sąd nakazał zapłatę podatku wstecz. Czy niemiecki fiskus może powiedzieć "sprawdzam"? Ten bezprecedensowy wyrok może oznaczać problem dla Polaków, którzy mimo chrztu, deklarują w Niemczech bezwyznaniowość. Co będzie, gdy kościelny urząd podatkowy w przyszłości zacznie potwierdzać deklaratywny "ateizm" Polaków w ich macierzystych parafiach w Polsce? "Jeżeli ktoś ma pecha, to i w drewnianym kościele cegłówka spadnie mu na głowę" - mówi doradczyni podatkowa Rita Czakaj (Lohnsteuerhifeverein e.V.), która rozlicza przed fiskusem tysiące pracujących w Niemczech Polaków. Choć kobieta przyznaje, że nie miała takiego przypadku, nie wyklucza, że jeżeli kościelne sakwy zaświecą pustką, a przesyłanie danych między instytucjami kościelnymi się poprawi, może dojść do upowszechnienia się takiej praktyki. "Zakładając dochody na poziomie 1500 euro brutto, podatek kościelny wynosi 76 euro. To na pierwszy rzut oka sporo, ale warto dobrze wszystko policzyć, zanim poświadczymy nieprawdę. Często po odliczeniu kosztów i wszelkich ulg, dochody Polaków są tak niskie, że podatek nie występuje. Wówczas po złożeniu rocznego PIT-u, wszystkie pobrane zaliczki na Kościół wracają na konto podatnika" - przyznaje Polka. "Te wszystkie kombinacje są często bez sensu. Mało tego - w pewnych okolicznościach można wystąpić do urzędu kościelnego o zwrot zapłaconego podatku. Na urzędniczą życzliwość mogą liczyć osoby zwolnione z pracy lub w trudnej sytuacji materialnej albo rodzinnej - dodaje. Doradczyni przyznaje, że bardzo często to pracodawca "inspiruje" pracownika do nieujawniania wyznania w deklaracji, dzięki czemu wywiązuje się z obietnicy wyższych zarobków, a firma tnie koszty. Jak legalnie nie płacić na Kościół? Jednym sposobem niepłacenia podatku kościelnego w Niemczech jest oficjalne wystąpienie z Kościoła. Takie oświadczenie należy złożyć w Urzędzie Stanu Cywilnego. Wystąpienie z Kościoła kosztuje ok. 60 euro; w Brandenburgii jest bezpłatne, i teoretycznie Kościół ma obowiązek przekazania danych fiskusowi. Jednak i tu należy się wykazać ograniczonym zaufaniem do instytucji. Doradca podatkowy Silvio Pfau z Bonn wspomina o dwóch kuriozalnych przypadkach, kiedy to osoba oficjalnie wystąpiła z Kościoła, jednak pismo nie dotarło do niemieckiego urzędu skarbowego. "Podatnik płacił dalej, a dochodzenie zwrotu było żmudne" - mówi doradca, i radzi by jeszcze jakiś czas po wystąpieniu z Kościoła nie spuszczać z oczu odcinków pensji. *** "Ja tam nie widzę problemu, trzeba iść do urzędu i powiedzieć, że z dnia na dzień stałem się ateistą, satanistą, komunistą. Podpisać odpowiedni dokument i po krzyku" - pisze internauta Tomasz O. "Tylko nie zdziwcie się, że później nie chcą wam przyjąć dziecka do katolickiej szkoły, która okaże się jedną z lepszych w Waszym mieście". Agnieszka Rycicka