Ostatnio nawet, jak w Bułgarii, zatrzymali afgańskich uchodźców, skrępowali ich i przypuszczalnie okradli. Na opublikowanym w sieci filmie wideo słychać było mężczyznę, który wrzeszczał na nich, by wynosili się z powrotem do Turcji. Chcą bronić swojego krajuOd krajów bałtyckich po Bułgarię, wszędzie w Europie Wschodniej powstały takie skrajnie prawicowe oddziały prywatnych szeryfów. Ich członkowie, będący zazwyczaj pasjonatami broni i fanatykami ochrony swojego kraju, już od lat, a teraz szczególnie w kryzysie uchodźczym, mogli rozwinąć skrzydła.Kiedyś podawali się za pomocników policji, którzy chcą pomagać w zwalczaniu "przestępczości cygańskiej".- Teraz znaleźli dla siebie nowe pole działania i spodziewają się poklasku społeczeństwa, bo chcą bronić kraju przed migrantami - zaznacza czeski politolog i badacz ekstremizmu Miroslav Mares z uniwersytetu Masaryka w Brnie. Zaznacza, że jest to niekontrolowane i niebezpieczne zjawisko.Oddziały samoobrony obywatelskiej wyszły z obszaru subkultury. Są to dobrze zorganizowane, gotowe do działania polityczne siły. Są one wyzwaniem dla systemów prawa w państwach Europy Wschodniej a władze tych państw są w stosunku do nich częstokroć pobłażliwe lub bezczynne, zaznacza naukowiec z Brna."Gołymi rękami łapie migrantów"Najnowszym przykładem jest Bułgaria, skąd już od miesięcy nadchodzą relacje o paramilitarnych, skrajnie prawicowych inicjatywach antyuchodźczych, które chcą bronić granic kraju. Członkowie "Organizacji na rzecz Ochrony Bułgarskich Obywateli" OSBG, w czasie tak zwanych "przechadzek po lesie" w regionach przygranicznych łapią uchodźców i przekazują ich służbom ochrony granic. Powszechny podziw wzbudził 29-letni handlarz części zamiennych z miasta Jambol, który na swoim quadzie w regionie przygranicznym z Turcją polował na uchodźców. W mass mediach przedstawiono go jako superbohatera, który "gołymi rękami łapie migrantów".Do tej pory bułgarskie władze chwaliły prywatnych szeryfów, wśród których jest wiele osób które już wchodziły w konflikt z prawem, jako wzorowych obywateli. Premier Bojko Borisow, swego czasu trener karate i ochroniarz, osobiście dziękował "łowcom migrantów", mówiąc, że każda forma wsparcia policji i służb ochrony granic i państwa, jest mile widziana.Dopiero kiedy organizacja praw człowieka, bułgarski Komitet Helsinski złożył doniesienie na policję przeciwko Borisowowi i kilku prywatnym szeryfom szef bułgarskiego rządu wyjaśniał, że został źle zrozumiany. Co prawda zatrzymano już kilku "łowców migrantów", ale nie oznacza to żadnego zwrotu w nastawieniu do nich.Margarita Iljewa, ekspertka z bułgarskiego Komitetu Helsińskiego wyjaśnia, że islamofobiczne przestępstwa, motywowane nienawiścią do cudzoziemców były następstwem wieloletniej, odgórnej, ksenofobicznej propagandy. To właśnie stało się legitymacją dla łowców migrantów w szerokich rzeszach społeczeństwa.Cała Europa WschodniaPodobne zjawisko obserwuje się także w innych państwach byłego bloku wschodniego. W Estonii w lutym br. powstała siostrzana organizacja fińskiej straży antyimigranckiej "Żołnierzy Odina". Władze uważają to za mało problematyczne; jedynie premier Taavi Roivas na Twitterze napisał jakąś krytyczną uwagę.We wszystkich trzech państwach bałtyckich, podobnie jak w Polsce i Czechach, legalne paramilitarne grupy samoobrony liczą tysiące członków.W Słowacji członkowie paramilitarnej organizacji "Slovenski Branci" organizowali warty przed schroniskiem dla uchodźców w przygranicznej miejscowości Gabcikowo. Władze na to nie reagowały. Niedawno neonaziści z Narodowej Partii - Słowacja, (8 proc. w wyborach parlamentarnych) chcą założyć narodową prywatną straż, by chronić kraj przed "kryminalnymi Cyganami", która miałaby między innymi patrolować nocne pociągi.Podobny "antycygański" oddział utworzył w styczniu br. w Rumunii ultranarodowy polityk Bogdan Diaconu. Pierwsze były WęgryJuż w czasach socjalistyczno-liberalnego rządu, od 2002 do 2010, powstały na Węgrzech liczne, skrajnie prawicowe grupy samoobrony obywatelskiej, jak "Węgierska Gwardia", "Węgierski Front Narodowy" czy "Narodowa Straż".Pomimo, że w roku 2009 zakazano działalności takich grup, większość z nich istnieje nadal. Jednocześnie od lat już dziesiątki tysięcy Węgrów angażują się społecznie w subwencjonowanym przez państwo systemie straży ochotniczych lub jako płatni strażnicy polowi, mający uprawnienia prawie jak policja. Conor Dillon, Tatiana Vaksberg / Małgorzata Matzke/Redakcja Polska Deutsche Welle