Deutsche Welle: Panie Profesorze, Kościół katolicki nieraz był i nadal jest krytykowany za swoje podejście do narodowego socjalizmu. Czy słusznie? Zacznijmy od Reichskonkordatu, czyli konkordatu zawartego przez Watykan z III Rzeszą. A może, żeby to zrozumieć, należy się cofnąć do Kulturkampfu [walki z Kościołem katolickim toczonej przez kanclerza Bismarcka]? - Prof. Martin Schulze Wessel*: Nie, Reichskonkordat jest wystarczająco ważną datą, ponieważ Kościół, próbując chronić prawa wiernych i swoje własne przed narodowo-socjalistycznymi Niemcami, podjął bardzo problematyczną decyzję, która podniosła dyplomatyczną rangę III Rzeszy. Przecież to był pierwszy traktat międzynarodowy zawarty przez nazistowskie Niemcy. Ta decyzja była zrozumiała, ponieważ chodziło o obronę praw Kościoła, ale z dzisiejszej perspektywy można z pewnością powiedzieć, że to była zła decyzja. Zanim doszło do podpisania konkordatu we wrześniu 1933 roku, hitlerowski reżim zdążył przyjąć dwie antyżydowskie ustawy, które zamknęły nie-Aryjczykom dostęp do urzędów publicznych i zawodów prawniczych. Czy dla Kościoła katolickiego nie był to dzwonek alarmowy? A może nie był wystarczająco głośny, by powstrzymać podpisanie konkordatu? - Kościół katolicki musiałby dużo bardziej zaniepokoić się całą retoryką walk wyborczych i oczywiście książką Adolfa Hitlera "Mein Kampf". Popełniono fatalny błąd, chcąc ocalić własne duchowe interesy za cenę wyjścia naprzeciw reżimowi, który się radykalizował, co można było zauważyć już w 1932 roku. Potem po stronie Kościoła było coraz mniej wątpliwości, czym jest nazizm, aż wreszcie papież Pius XI opublikował encyklikę "Mit brennender Sorge" ["Z palącą troską"]. Czy przyniosła ona coś pozytywnego? - Być może należy najpierw wspomnieć, że w Kościele katolickim w Niemczech istniały takie postacie, jak kardynał [Clemens August] Graf Galen, biskup Münster, który występował publicznie przeciwko prowadzonej przez nazistów kampanii eutanazji wobec tak zwanego "życia niewartego życia", w ramach której niepełnosprawne dzieci najpierw były izolowane, a następnie zabijane. Kościół katolicki w osobie kardynała Galena podniósł przeciw niej głos. To był jeden z nielicznych momentów, kiedy ktoś w Niemczech publicznie zwrócił się przeciwko narodowemu socjalizmowi. Kazania kardynała Galena w Münster nie były tajne. Były przecież wygłaszane w kościele. Były też rozpowszechniane drukiem. Był także ojciec Richard Henkes, ale później. Powinien być wspomniany tutaj, w Pradze, ponieważ poprzez swoją posługę był związany z Czechami. - O nim również trzeba pamiętać. Wspomniałem kardynała Galena, ponieważ prawdopodobnie był on pierwszą taką postacią. I trzeba też powiedzieć, że nie wywołał fali solidarności w niemieckim episkopacie. W niemieckim kościele był odważnym, ale też raczej odosobnionym głosem. Powtórzę więc pytanie, czy encyklika przyniosła coś pozytywnego? - To był ważny sygnał. Jednocześnie zawsze było jasne, że Kościół znacznie bardziej zdecydowanie występował przeciwko bolszewizmowi niż przeciw narodowemu socjalizmowi. Takie ostrzeżenie, taki mocny sygnał, byłby potrzebny przed 1933 rokiem. To prawda, że niemieccy katolicy głosowali znacznie rzadziej na NSDAP niż inni. Niemniej jednak mocne słowo papieża przed rokiem 1933, a jeszcze lepiej pod koniec lat dwudziestych, mogło wiele zdziałać. W 1937 roku było już za późno. Hitler już osiągnął wielkie sukcesy i zapewnił sobie popularność w Niemczech, umocnioną także dzięki monopolowi opinii. W tej sytuacji encyklika nie mogła zdziałać zbyt wiele. Czy to prawda, że nawet sprowokowała Hitlera, by występować jeszcze bardziej zdecydowanie przeciw Kościołowi? - Z pewnością tak było. Jednak to nie Kościół był głównym wrogiem, lecz Żydzi. Ale rzeczywiście, po encyklice Kościół katolicki był silniej identyfikowany jako nieprzyjaciel. W 1939 roku zmarł Pius XI. Jego następcą stał się Pius XII, który jeszcze jako kardynał Eugenio Pacelli negocjował Reichskonkordat. Uważany był za znawcę obu totalitaryzmów tamtych czasów w Europie. Dlaczego jako papież nie obrócił tej wiedzy w czyn? A w każdym razie nie do tego stopnia, żeby teraz nie było wątpliwości co do stanowiska Kościoła wobec nazizmu. Czy dlatego, że chodziło w pierwszej linii o Żydów? - W każdym razie jego postawę wobec Holokaustu, o którym był poinformowany, cechuje zadziwiająca powściągliwość. Jako biskup Rzymu pomagał Żydom, ale cała jego polityka charakteryzowała się niezdecydowaniem, niepewnością i brakiem odwagi. Archiwum tego pontyfikatu zostanie otwarte [2 marca 2020 roku], trzeba więc poczekać i zobaczyć, co wyjdzie z badań o pontyfikacie Piusa XII. Czy ten papież mógłby osiągnąć więcej, gdyby był odważniejszy? Na przykład przekonać aliantów do bardziej zdecydowanych działań przeciw Niemcom, aby przerwać Holokaust? - Oczywiście, alianci również byli poinformowani o Holokauście. Ale niezależnie od tego można z pewnością powiedzieć, że z dzisiejszej perspektywy trudno jest wyjaśnić, dlaczego Pius XII nie wypowiedział się [w tej kwestii] publicznie i nie wykorzystał innych kanałów. Jak już powiedziałem, badania są dopiero na początku i jeszcze to i owo może wyjść na światło dzienne. W czasie wojny nie tylko Żydzi byli zabijani. Także katolicy. Usłyszeliśmy tu, w Pradze, na konferencji poświęconej Kościołowi katolickiemu w Czechosłowacji, taki "mały" przykład: tylko w obozie w Dachau zamknięto 2760 duchownych ze 134 diecezji i 24 narodowości. Ponad połowa z nich została zamordowana lub zmarła w wyniku uwięzienia. W Watykanie o tym nie wiedziano? - Ależ wiedziano! To był lęk, który być może wyjaśnia, dlaczego papież zachowywał się tak, jak się zachowywał. Bo obawiał się jeszcze bardziej antychrześcijańskiej polityki nazistowskich Niemiec, jeszcze większych prześladowań. W narodowosocjalistycznych Niemczech praktyka tych represji była skierowana na arenie międzynarodowej przeciwko odważnym kapłanom, którzy przyłączali się do oporu politycznego, lub po prostu trwali przy swoich wiernych jako duchowni. Było ich wielu. Wspomniał pan, że w samym Dachau, w obozie koncentracyjnym, było prawie trzy tysiące księży... ...a wśród nich kardynał Beran, o którym dzisiaj tu się mówiło. A także ksiądz Henkes. W Auschwitz był Maksymilian Kolbe. Panie Profesorze, jak Kościół katolicki poradził sobie ze swoją historią z lat 1933-45? Czy w ogóle się nią zajmował? Czy rozprawił się z nią? - Tak, uczynił to, ale naukowa debata na ten temat dopiero się zaczyna. Ponieważ archiwum tego pontyfikatu będzie otwarte, pojawią się przesłanki, by podjąć takie badania. Oczywiście, drogi ofiar z szeregów duchowieństwa katolickiego, czy też świeckich, którzy trafili do obozów koncentracyjnych i tam zostali zamordowali, można prześledzić już teraz. I tak na przykład w Polsce od 1989 roku przepracowywane są na dużą skalę życiorysy tak znanych postaci jak Maksymilian Kolbe, ale także wielu, wielu innych katolików, którzy byli prześladowani i zabijani z powodów związanych z ich wiarą, ale również ze względów politycznych. Można zatem spodziewać się jakiegoś rozliczenia? - Powiedziałbym, że raczej chodzi o przepracowanie tej historii. Przyglądając się poszczególnym księżom widzimy wiele spraw godnych podziwu. Natomiast zachowanie hierarchii kościelnej w Watykanie musi być nadal badane i z pewnością poddane krytycznej ocenie. Panie Profesorze, bardzo dziękuję za rozmowę. Historyk Martin Schulze Wessel (urodzony w 1962 roku) jest profesorem na Uniwersytecie im. Ludwiga Maximiliana w Monachium, gdzie wykłada historię Europy Środkowo-Wschodniej i Europy Wschodniej. Jest także przewodniczącym Collegium Carolinum, monachijskiego instytutu badawczego zajmującego się historią czeską i słowacką.