Komentarz "Sueddeutsche Zeitung" nosi tytuł: "Merkel i Seehofer. Pojednanie wykluczone". Autor komentarza zaznacza, że "zawsze zewnętrzne uwarunkowania wymagają nowych politycznych decyzji. Najważniejsza zmiana od jesieni 2017 polega jednak na tym, że liczba osób ubiegających się w Niemczech o azyl dramatycznie spadła. Pomimo tego faktu Horst Seehofer, szef grupy CSU w Bundestagu Alexander Dobrindt i premier Bawarii Markus Soeder, stosunkowo prosty problem z określoną grupą wnioskodawców o azyl wykreowali do rangi kryzysu państwa. Jedynym powodem było symboliczne znaczenie tego tematu. Ale właściwie chodziło im o ustawienie się w kontrze do kanclerz. Seehofer zarzucał jej swego czasu, że w kwestii niewpuszczania do RFN uchodźców, którzy gdzie indziej zostali już zarejestrowani, z igły robiła widły. A przecież to właśnie było strategią CSU. To w tej partii nawoływano, że trzeba przystąpić do natychmiastowych działań. Bawarscy liderzy tworząc wrażenie, że uchodźcy zarejestrowani w systemie Eurodac oblegają niemieckie granicę jak Hunowie Akwileję chcieli zmusić kanclerz Merkel do odwrotu i sprzedać to swojemu elektoratowi w Bawarii jako definitywne fiasko polityki imigracyjnej Merkel". Jak podkreśla komentator portalu "Zeit Online", "to, czy za kilka godzin Horst Seehofer będzie jeszcze ministrem spraw wewnętrznych i przewodniczącym CSU, jest zupełnie otwarte po wydarzeniach wczorajszej niedzieli. Nie wiadomo nawet, czy za kilka godzin istniał będzie w ogóle jeszcze niemiecki rząd". Komentator "Die Zeit" zastanawia się, "jak można jeszcze w ogóle wspólnie rządzić po tak celowo sprowokowanym kryzysie rządowym? Jeżeli Horst Seehofer podałby się do dymisji, byłoby to odwleczeniem w czasie zerwania koalicji. W ten sposób, odmiennie niż gdyby Seehofera zwolniła Merkel, rząd by się automatycznie nie rozpadł. Ale obojętnie, kto przejmie jego stanowisko szefa partii: Dobrindt czy Soeder, a Joachim Herrmann tekę ministra spraw wewnętrznych, za kilka tygodni będą oni stali przed tymi samymi problemami. Jeżeli podstawą koalicji jest zaufanie, to ta się akurat skończyła. Obojętnie, czy jeszcze pociągnie może kilka lat. To samo odnosi się do unii chrześcijańskiej, która przez dziesięciolecia tworzyła owocną wspólnotę CDU i CSU". Portal "Spiegel Online" pisze, że "dramat, który rozegrał się ubiegłej nocy jest w rzeczywistości farsą. Tak dziecinnie jak Horst Seehofer nie zachowywał się jeszcze żaden niemiecki szef partii. Po co zapowiada on swoją dymisję, żeby za chwilę znów się z tego wycofać? Twierdził on, że była to oferta w kierunku Angeli Merkel. Tyle, że jest to poważny błąd w myśleniu. Dlaczego kanclerz Merkel, dlaczego ktokolwiek mógłby być w ogóle zainteresowany tym, by Horst Seehofer pozostał na swoich stanowiskach?" Dziennik "Die Rheinpfalz" z Moguncji przypomina: "Już bardzo dawno temu Horst Seehofer w małym gronie powiedział: kto nie docenia Angeli Merkel, ten z góry przegrał. Teraz on przegrał i to niezależnie od tego, czy ustąpi czy nie. Dymisja, odwołanie dymisji, niby-dymisja, poczekamy-zobaczymy - bawarski chadek wysawił na pośmiewisko nie tylko samego siebie, ale co gorsza cały niemiecki rząd. W niespotykany jak dotąd sposób wziął on cały kraj na zakładnika. Sprawia on wrażenie starca, który już kompletnie się pogubił i jest tylko popychany przez tych, którzy chcą przejąć po nim schedę. Horst Seehofer przegrał, ponieważ źle ocenił swoich bawarskich suflerów pokroju Alexandra Dobrindta, a sam siebie kompletnie przecenia". "Berliner Zeitung" manewry Seehofera interpretuje jako grę na zwłokę. "CSU musi przecież wypić to całe piwo, które tak zapamiętale warzyła od kilku tygodni. Wszystko bierze się stąd, że pojęcie 'kompromisu' zdaje się nie istnieć w świecie trójki bawarskich liderów Horsta Seehofera, Aleksandra Dobrindta i Markusa Soedera". Redakcja Polska Deutsche Welle