Dziennik "Neue Osnabrücker Zeitung" konstatuje: "Jego taktyka siania lęku i obaw przed liberalnym społeczeństwem z jego 'kłamliwymi mediami' i obcokrajowcami, a w szczególności z 'pozbawionymi charakteru demokratami' mogła być realizowana przynajmniej tak długo, jak długo kwitnie gospodarka. Jednak ekonomiści właśnie ostrzegają, że to ożywienie było na kredyt. Za liczne wojny handlowe Ameryce jeszcze przyjdzie zapłacić trybut. Niemniej jednak zwolennicy Trumpa kochają swojego idola właśnie za to, że każdą krytykę pod adresem swojej polityki zbywa jako kłamstwo i zdradę USA. Ze mną - takie jest przesłanie republikanina - stoicie zawsze po stronie zwycięzców, którym świat okazuje szacunek. Tymczasem demokraci muszą najpierw znaleźć jakieś antidotum - krótko mówiąc jakiegoś kandydata". Zdaniem "Kölner Stadt-Anzeiger" z Kolonii: "W drugiej kadencji Trump nie zamierza wiele zmieniać. Jego wystąpienie inaugurujące kampanię wyborczą w Orlando zawierało całą masę uznania dla samego siebie, ale żadnych konkretnych celów. Zwolennikom Trumpa chodzi mniej o treści, a bardziej o gest. Trump jest ich gestem środkowego palca pod adresem systemu, który niesprawiedliwie ich traktuje i marginalizuje. Przemówienie w Orlando skierowane było do głównej klienteli. I na tym polega wyzwanie dla demokratów. Muszą oni oprócz swoich zwolenników zmobilizować także możliwie wielu niezdecydowanych wyborców i tych zmieniających orientację. Jeśli rozsądna Ameryka pójdzie wzmocniona do wyborów w kluczowych stanach, wtedy całkiem możliwe, że po 17 miesiącach skończy się zamęt. Ale tylko wtedy". W podobnym tonie wypowiada się dziennik "Frankenpost" z bawarskiego Hof. "Polityczny walec Trump miażdży wszystkich, którzy stają mu na drodze. Demokraci wydają się bezradni wobec impetu tego człowieka. Nie zarysowuje się żaden nowy Kennedy. Jeśli opozycja w USA nie wyjdzie szybko z zaułka niezdecydowania i braku nadziei, zostanie przez Donalda Trumpa rozjechana. Jego prosta metoda wyśmiewania przeciwników wciąż rozpala jego zwolenników. Trump sam pochodzi z klanu nowobogackich, jednak robi za kumpla i jest fetowany przez masy, które swoimi przemowami przyprawia o zawrót głowy. Tak manipulowani ludzie powinni się raz zastanowić, jaki tworzą świat, dając upust najniższym emocjom i podążając za takimi przywódcami jak Trump, Putin, Erdogan i inni". Natomiast "Straubinger Tagblatt" ocenia: "Bilans rządów Trumpa jest taki sobie. Niemniej jednak trzeba się nastawić na kolejne cztery lata jego rządów. A więc kolejne cztery lata nieustającego ostrzału na Twitterze, polemiki, cynizmu, populizmu i nacjonalizmu. Jednak najbardziej zatwardziali fani Trumpa są co do niego całkowicie przekonani. I dlatego nikogo nie powinno zdziwić, jeśli w listopadzie przyszłego roku zwycięzcą wyborów będzie ponownie ten republikanin". Innego zdania jest dziennik "Mitteldeutsche Zeitung", dając szanse demokratom. "Koniunktura w USA pokazuje pierwsze objawy zmęczenia. I nawet w wewnętrznych sondażach w Białym Domu prezydent sytuuje się za Joe Bidenem. Takie są aktualne wyniki. Jednak Trump dysponuje bonusem z urzędu, podczas gdy jego rywale, tacy jak Pete Buttigieg czy Elisabeth Warren muszą jeszcze wzmocnić swoją obecność w mediach. Niemniej jednak odziaływanie Trumpa nie wyszło poza jego wierny elektorat. Także celem wystąpienia Trumpa w Orlando było podtrzymanie dobrych nastrojów. W jego po części zjadliwym przemówieniu zabrakło wielkich prezydialnych gestów" - czytamy. Alexandra Jarecka, Redakcja Polska Deutsche Welle