Jak pisze komentator "Die Welt", "po tym, jak 40-letni mężczyzna pochodzenia erytrejskiego wepchnął pod pociąg ośmioletnie dziecko na dworcu we Frankfurcie nad Menem, media były bardzo przejęte. Po zabiciu mężczyzny na ulicy w Stuttgarcie, poruszenie było już mniejsze. Rozgłośnia Deutschlandfunk tłumaczyła się wręcz, dlaczego o tym nie donosi. Mnożące się brutalne akty przemocy wywołują niepewność w mediach, które do tej pory własciwie omijały takie tematy. Oświadczenia publicznych mediów są zawsze takie same: podkreśla się, że temat ten nadaje się do lokalnych albo regionalnych gazet, bo przesłanką relacji o jakimś fakcie jest jego ogólnokrajowe i ogólnospołeczne znaczenie. To bardzo niebezpieczna argumentacja. Bowiem rezygnując z rzeczowej i szczegółowej relacji, publiczny nadawca rezygnuje z możliwości przeciwstawienia się przez rzetelną informację półprawdom rozsiewanym przez pewne grupy interesu czy nienawiści, rozlewające się w sieci. "Decyzja Deutschlandfunku jest dowodem na to, jak media oddalają się od swoich odbiorców, bowiem to nie relacja o akcie przemocy, który jest publicznie dyskutowany, jest problemem, tylko kapitulacja przed tymi, którzy chcą ludzi zastraszyć i wywołać w nich niepokój. Prawdziwą kapitulacją jest to, że rezygnuje się z wyjaśnienia i przedstawienia kontekstu tych faktów. Tak powstająca próżnia natychmiast wypełnia się plotkami i propagandą, która demoralizuje społeczeństwo i koniec końców prowadzi do jego polaryzacji". "Mitteldeutsche Zeitung" z Halle pisze o "aktach przemocy dokonywanych przez cudzoziemców". I twierdzi, że "ze zdziwienia można tylko przecierać oczy, bo minister spraw wewnętrznych Horst Seehofer po zabójstwie we Frankfurcie chce teraz zwiększyć kontrole na granicy ze Szwajcarią", po tym jak okazało się, że zabójstwa we Frankfurcie dokonał Erytrejczyk, który przyjechał do Niemiec ze Szwajcarii. "Dlaczego dopiero teraz?" - pyta gazeta. "Przecież jest to zewnętrzna granica Unii Europejskiej. A przecież równie straszny był przypadek w Stuttgarcie, kiedy na ulicy zabito człowieka. Nie minął dzień po tym czynie, a już pojawiły się - najwyraźniej rozgłaszane przez policję i władze - wątpliwości, czy morderca przebywający w Niemczech nie posługiwał się fałszywą tożsamością. Jeżeli okaże się to prawdą, nasuwa się następne pytanie: dlaczego jego oszustwo latami nie odgrywało żadnej roli, a teraz, po morderstwie, w ciągu kilku godzin wychodzi to na jaw, podobnie jak fakt, że sprawca przedtem już kilka razy podpadał policji". Konserwatywny katolicki dziennik "Die Tagespost" z Würzburga rozważa, czy winą za to wszystko można obarczyć Angelę Merkel. Gazeta podkreśla, że "kiedy zabójstwa rzucają cień na codzienne życie ludzi, wtedy jest zupełnie naturalne, że wywołują u nich troskę i strach. Czy takie zagrożenie będzie teraz zjawiskiem codziennego życia? Kto będzie następną ofiarą? Czy będzie to ktoś z mojego otoczenia, z rodziny czy ja sam? Kto zadaje takie pytania, zastanawia się oczywiście także nad tym, jak w przyszłości można zapobiec takim czynom. Wtedy też ludzie starają się dociec, kto winien jest tego, co się stało. Ujawnić należy wszystkie fakty. Słuszne jest informowanie o pochodzeniu sprawcy. Jaką ono odgrywało rolę, to musi wyjaśnić policyjne śledztwo. Każde przemilczenie jest tylko wodą na młyn tych, którzy - może i w dobrej wierze - przyczyniają się do siania paniki tam, gdzie potrzebny jest spokój i rzeczowość. Także z szacunku wobec ofiar, które nie zasłużyły na to, aby je politycznie instrumentalizować". Katolicki dziennik zastanawia się, czy niepokój w społeczeństwie jest następstwem polityki Merkel i pisze: "Można krytycznie podchodzić do polityki imigracyjnej niemieckiej kanclerz, ale przypisywanie jej bezpośredniej winy jest rzeczowo nieuzasadnione. Inną sprawą jest to, czy postąpiła właściwie - w odróżnieniu od ministra spraw wewnętrznych - publicznie nie zabrając głosu i znikając na wakacjach. Głośno trzeba jednak powiedzieć, że wielka niepewność w społeczeństwie, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo w tym kraju, jest następstwem jej polityki. Czy jest to skutek bezpośredni czy pośredni, o tym można dyskutować. Lecz przed taką, na pewno niezbędną debatą, powinniśmy zatrzymać się w refleksji, modląc się za ofiary i ich bliskich". Małgorzata Matzke/Redakcja Polska Deutsche Welle