"Frankfurter Allgemeine Zeitung" wylicza reakcje na decyzję o zawieszeniu na kilka tygodni obrad brytyjskiego parlamentu: "Niesłychane! Pucz! "Karygodne łamanie konstytucji!" - tak brzmiały reakcje w dniu, który niektórzy już obwieszczali najmroczniejszym dniem w historii demokracji Zjednoczonego Królestwa. Ale nie trzeba powtarzać tego całego wokabularza, i nie wiadomo, czy sądy nie sprzeciwią się decyzji premiera. Jasne jest jednak, że Johnson chce uniemożliwić parlamentowi, by zakazał mu opuszczenia UE bez umowy. Większość członków Izby Gmin już wiosną odrzucała bezumowny brexit. Teraz Johnson stawia za wszelką cenę wszystko na jedną kartę, nawet jeżeli z gry musi wykluczyć parlament". "Straubinger Tagblatt / Landshuter Zeitung" przypomina, że "brytyjski parlament w kwestii brexitu jest równie podzielony jak cały naród. Ugrupowanie Johnsona ma raptem przewagę jednego głosu. Od czasu referendum w sprawie brexitu w czerwcu 2016 parlament miał bardzo wiele okazji, by uzgodnić jedną drogę postępowania. Umowa z Unią Europejską od dawna leży na stole, czyli już zaprzepaszczono dość czasu. Czy teraz cokolwiek zmieniłoby się jeszcze przez kilka tygodni? Zamysł Johnsona oznacza tylko dalszy krok na drodze do własnoręcznego sparaliżowania brytyjskiej polityki". "Stuttgarter Zeitung" twierdzi, że "za daleko posuwa się ten, kto manewry Johnsona określa jako wypowiedzenie wojny czy pucz albo mówi wręcz o wojnie domowej i śmierci demokracji. Można tego premiera lubić albo nie, a jego politykę uważać za chybioną, ale Johnson sprawia wrażenie jakby miał jakiś plan. Za to hasła opozycji nie są w stanie zamaskować jej braku jedności". Dziennik "Westfaelische Nachrichten" z Muenster uważa, że "nowy premier bez żenady narusza prawa parlamentarzystów, co demaskuje go jako populistę, stawiającego własny polityczny interes utrzymania się przy władzy ponad demokratyczne instytucje. Co gorsze, zmusza on królową, żeby wzięła jego stronę. Johnson, będący w roku 2016 jednym z czołowych sprawców brexitowego referendum, pogrąża Wyspy w chaosie. A teraz bierze się za demontaż Zjednoczonego Królestwa. Ostatnią nadzieją jest wotum nieufności wobec premiera. Byleby się tylko powiodło..." Dziennik "Die Welt" zaznacza, że "od 70 lat nie stosowano tego triku proceduralnego, jakim jest zawieszenie obrad parlamentu. Tym większe jest oburzenie, że ogranicza się możliwości wpływu parlamentu w ogromnie ważnej decyzji, stanowiącej o przyszłości Wielkiej Brytanii. Ale faktycznie jest to finalny akt w konflikcie, który rozhuśtał się przez ostatnie ponad dwa lata. Johnson, dla spełnienia osobliwie interpretowanej przez niego woli narodu, zawiesza po prostu przedstawicielską demokrację. Taki ruch zakrawa na ironię, bo jakby nie było, zwolennicy brexitu zawsze wysuwali jako argument za wyjściem z Unii Europejskiej deficyt demokracji w Europie. Teraz u nich samych występują znaczne deficyty demokracji, gdy walczą o przeforsowanie swoich radykalnych celów. Całe wyjście Zjednoczonego Królestwa z Unii Europejskiej nie tylko w dużym stopniu zaszkodzi brytyjskiej gospodarce, ale także szacownej brytyjskiej demokracji".