- Brakuje słów - mówi Luciano. 47-letni ojciec nastolatki przyszedł z córką na Hasselstraße, ulicę w Solingen (Nadrenia Północna-Westfalia), gdzie policjanci właśnie usuwają biało-czerwoną taśmę otaczającą szary, betonowy blok. W czwartek (3.09.2020) w jednym z mieszkań znaleziono tam pięcioro martwych dzieci. Podejrzaną o ich zamordowanie jest matka, która próbowała potem popełnić samobójstwo. - Sam jestem ojcem, ale myślę, że nie trzeba nawet być ojcem, żeby być wstrząśniętym. To straszna historia - dodaje Luciano, zanim razem z córką położą pod blokiem róże i zapalą świecę. Przechodnie przystają raz po raz, chociaż nie wszyscy mieszkają w Hasseldelle, dzielnicy nadreńskiego Solingen, w której według stowarzyszenia pomocy sąsiedzkiej "My w Hasseldelle" żyje blisko 3 tys. ludzi 50 narodowości. Inny mężczyzna, który przed chwilą podszedł pod blok, płacze. Dopiero po jakimś czasie wsiada do samochodu i odjeżdża. "Nie mogę przestać o tym myśleć" - Wydaje się to nierealne - przyznaje 19-letnia Kira. Przyszła z przyjaciółką, żeby zapalić czerwone świece. - Trudno zrozumieć, jak mogło się coś takiego wydarzyć i to w Niemczech, gdzie są rzeczywiście tysiące możliwości znalezienia pomocy. Czy ktoś ma problemy z sobą, czy z dziećmi, jest mnóstwo ofert wsparcia. Co musi się stać z człowiekiem, żeby zrobił coś takiego? Nie jestem w stanie tego zrozumieć - tłumaczy Kira. Także sąsiedzi dotkniętej tragedią rodziny są do głębi poruszeni. Priscilla Osei Wusu znała ją tylko przelotnie. - Wszyscy tu żyjemy, codziennie się widzimy, ale nie wiem, co się naprawdę stało - mówi i kładzie na chodniku pluszową maskotkę. Priscilla sama jest matką. Też nie może zrozumieć, co mogło doprowadzić do takiego dramatu. Jak zapewnia inny sąsiad, ludzie na osiedlu trzymają się razem. Nikt nie jest sam ze swoimi problemami. Stan przeciążenia emocjonalnego Podejrzana o zamordowanie dzieci - trzy dziewczynki w wieku 18 miesięcy, dwóch i trzech lat oraz dwóch chłopców: sześciolatka i ośmiolatka - jest 27-letnia matka. Jak podała w piątek po południu (4.09.2020) na konferencji prasowej prokuratura, został wydany wobec niej nakaz aresztowania. Ze względu na wymogi sanitarne narzucone pandemią, konferencja odbyła się w teatralno-koncertowej sali miasta. Obdukcja zwłok wskazuje na podanie dzieciom środka odurzającego i uduszenie. Nie ma żadnych oznak wskazujących na użycie przemocy fizycznej. Czyn został najwyraźniej dokonany w "stanie przeciążenia emocjonalnego". Jego przypuszczalnym podłożem było rozpadnięcie się małżeństwa. Matka dzieci, która w czwartek rzuciła się pod pociąg i przeżyła ciężko ranna, rok temu rozstała się z ich ojcem. Tragedię przeżył tylko najstarszy syn, którego, jak podają lokalne media, matka wysłała wcześniej do szkoły. Urząd ds. Dzieci i Młodzieży (Jugendamt) znał rodzinę. Według miasta, "Solingen zapewniło rodzinie potrzebne wsparcie". Jugendamt miał oferować dodatkową pomoc. W żadnym momencie nie dostrzegano "niczego podejrzanego lub potencjalnego zagrożenia dzieci". Szczególnie bliski związek z dziećmi Czyny takie jak ten zdarzają się bardzo rzadko, mówi Ulrike Zähringer. Prawniczka wykłada kryminalistykę i prawo karne na Akademii Policyjnej w Hamburgu i latami badała zabójstwa dzieci. W Niemczech 60 do 70 dzieci do 14 roku życia pada rocznie ofiarą umyślnego zabójstwa. Kto myśli, że sprawcy lub sprawczynie nienawidzą swoje dzieci albo przynajmniej ich stosunek do nich jest zaburzony, mylą się, zaznacza ekspertka. W rzeczywistości jest wręcz przeciwnie. - Często sprawcami są szczególnie czuli i troskliwi rodzice, wyjątkowo związani ze swoimi dziećmi. Właśnie dlatego nie mogą sobie wyobrazić, że dzieci będą też szczęśliwie, gdy np. rozwód czy rozstanie się rodziców zburzy wyobrażenie idealnej w ich oczach rodziny - wyjaśnia Zähringer. Z punktu widzenia sprawcy czy sprawczyni jedynym rozwiązaniem jest śmierć dziecka. - Często takie rozważania chodzą im po głowie od dłuższego czasu. W jednej trzeciej przypadków czyn taki się zapowiada - mówi prawniczka. Konkretne działanie wyzwala jednak często przełomowy, nagły bodziec. W takiej chwili człowiek nie jest już w stanie kontrolować swoich działań i bardzo trudno jest mu im zapobiec. Jeżeli rodzina, bliskie otoczenie czy instytucje zauważą przesłanki takiego załamania, powinny przynajmniej rozważyć, że niebezpieczeństwo grozi nie tylko tej osobie, ale też innym, w tym dzieciom, mówi Ulrike Zähringer. Czynnik ryzyka - koronakryzys Podczas gdy w przypadku zabójstwa dzieci w wieku od sześciu do trzynastu lat, sprawcą są częściej matki, w przypadku dzieci do piątego roku życia, są to ojcowie. - Po rozłące ojciec myśli: jeżeli już nie dostanę dzieci ja, to także moja była żona nie będzie ich miała - wyjaśnia Stefan Roepke, psychiatra i psychoterapeuta w berlińskiej klinice uniwersyteckiej Charité. Jak dodaje, rolę może odkrywać też "sytuacja ekonomiczna, konflikty w rodzinie lub jakieś decydujące wydarzenie w życiu". Sprawcy nie widzą wówczas innego wyjścia. Stefan Roepke, specjalista ds. zaburzeń osobowości uważa, że także koronakryzys niesie ze sobą niebezpieczeństwo pojawienia się lub odnowienia chorób psychicznych. - Zwłaszcza rodzice samotnie wychowujący dzieci są w koronakryzysie znacznie bardziej obciążeni, czynnikiem wywołującym stres jest też nauczanie domowe - wyjaśnia specjalista. Jeżeli ktoś popadnie wówczas w ciężką depresję, której ewentualnie towarzyszą urojenia, może dojść do czynu takiego, jak w Solingen. Śledczy nie mają żadnych wskazówek świadczących o zaburzeniach psychicznych matki zabitych dzieci. Przynajmniej w obecnej fazie śledztwa nie widzą też związku czynu z pandemią COVID-19. Do stowarzyszenia pomocy sąsiedzkiej "My w Hasseldelle" rodzina nigdy się nie zwracała, mówi jego szef Hans-Peter Harbecke. W sobotę (5.09.2020) stowarzyszenie wezwało mieszkańców dzielnicy, żeby ze świecami w ręku wyszli wieczorem z domu na ulicę i utworzyli łańcuch światła. "Jesteśmy w szoku. Dzielnica, którą znamy jako barwną i tętniącą życiem, została trafiona w samo serce", napisał Harbecke na stronie stowarzyszenia. Autor Helena Kaschel, Oliver Pieper Redakcja Polska Deutsche Welle