Występując o licencje przewozowe w Niemczech, firmy zabezpieczają się przed wejściem w życie pakietu mobilności, który ograniczy ich usługi na przewóz towarów za granicą. Firmy spedycyjne przygotowują się na pakiet mobilności Do rejestru handlowego we Frankfurcie nad Odrą co kilka dni wpływa wniosek o rejestrację firmy spedycyjnej, której właściciele pochodzą z Polski. Założenie spółki w Niemczech jest niezbędne, by uzyskać niemiecką licencję przewozową. - Do tej pory udało się uzyskać dla naszych klientów ponad 300 licencji. W ostatnim czasie pomogliśmy też piętnastu firmom przewozowym z Polski założyć spółkę w Niemczech - informuje Agnieszka Bollmann z biura doradczego Bollmann und Partner we Frankfurcie nad Odrą, z której usług korzystają polskie firmy spedycyjne. Zainteresowanie polskich firm transportowych założeniem działalności po niemieckiej stronie to efekt wchodzących w życie 21 lutego 2022 r. kolejnych przepisów w ramach unijnego pakietu mobilności. Nowe regulacje wprowadzane są stopniowo od dwóch lat i mają m.in. na celu wyrównanie warunków pracy i płacy kierowców na terenie całej Unii Europejskiej. Za zmianami lobbowały w szczególności organizacje branżowe z krajów "starej Unii", które w ten sposób chciały chronić swój rynek przed konkurencją z krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Spadek liczby zleceń Niektóre z przepisów wprowadzanych w ramach pakietu mobilności mocno uderzą w polskich przewoźników, ograniczając im liczbę zleceń w innych krajach wspólnoty; przede wszystkim w Niemczech, skąd pochodzi najwięcej klientów polskich firm spedycyjnych. Najbardziej sporna kwestia dotyczy tzw. kabotażu, czyli przewozu towarów przez zagranicznego przewoźnika w innym państwie członkowskim. Od 21 lutego po wykonaniu zaledwie trzech takich kursów ciężarówka będzie musiała odbyć czterodniowy przymusowy postój. - Jeżeli na przykład dostaniemy zlecenie z dużej sieci spożywczej w Niemczech, żeby rozwieźć towar do ośmiu sklepów w Berlinie, to jako firma z Polski nie będziemy mogli podjąć się tego zadania, bo będzie to równoznaczne z wykonaniem ośmiu przejazdów kabotażowych. A według nowych przepisów maksymalnie możemy wykonać tylko trzy - wyjaśnia Artur Burkowski, szef firmy z Nowego Tomyśla. By uniknąć takich sytuacji, Artur Burkowski podjął decyzję o założeniu spółki w Niemczech i wystąpieniu tu o licencję przewozową. We Frankfurcie nad Odrą wynajął biuro, bazę dla ciężarówek, zatrudnił księgową. Do tej pory uzyskał licencje na 25 samochodów - połowę swojej floty. Pozwoli mu to przynajmniej na początku utrzymać zlecenia od niemieckich firm, które stanowią większość jego klientów. Przewoźnik ma jednak inny problem. - 80 procent moich kierowców to Ukraińcy, a ci nie mogą pracować dla niemieckiej firmy przewozowej bez specjalnego pozwolenia. Na razie więc w trasę po Niemczech muszę wysyłać samych Polaków. Pandemia wydłuża formalności Na założenie spółki w Niemczech zdecydował się również Arkadiusz Woga, właściciel firmy transportowej z Wolsztyna w województwie wielkopolskim. Pod koniec stycznia zarejestrował firmę z siedzibą w Neuhardenbergu, ok. 70 km na wschód od Berlina. Na niemiecką licencję przewozową Arkadiusz Woga musi jednak poczekać, być może nawet kilka miesięcy, ponieważ procedury urzędnicze w czasach pandemii koronawirusa znacznie się wydłużyły. - Nowe przepisy są dla nas ogromnym utrudnieniem. 80 procent naszych klientów to firmy z Niemiec. Do czasu uzyskania licencji będziemy obsługiwać ich na tyle, na ile będziemy w stanie, ale nasze moce przewozowe spadną - mówi Arkadiusz Woga. - Nie wiem, jak to będzie. Ktoś towar musi przecież przewieźć, a w Niemczech kierowców brakuje na potęgę. Brak kierowców coraz bardziej dotkliwy Według szacunków Federalnego Związku Przewoźników Drogowych, Logistyki i Utylizacji (BGL) w Niemczech brakuje obecnie od 60 do 80 tysięcy kierowców ciężarówek. Problem będzie się nasilał, ponieważ co roku na emeryturę przechodzi ok. 30 tysięcy kierowców, a liczba osób pozyskiwanych do tego zawodu nie wypełnia luki kadrowej nawet w połowie. Maciej Wroński, prezes Związku Pracodawców Transport i Logistyka Polska (TLP), wskazuje, że zachodnioeuropejskie firmy są zdane na przewoźników zagranicznych. Obecnie udział polskich firm spedycyjnych w przewozach na rynku europejskim wynosi ok. 25 procent. - Polskie firmy transportowe nie od dziś uzupełniają braki kadrowe na rynkach niemieckim czy francuskim. Pakiet mobilności miał poprawić warunki pracy kierowców z takich państw jak Polska czy Litwa i zrównać je z zachodnioeuropejskimi. W rezultacie nakłada na przewoźników szereg barier administracyjnych i obowiązków, które nikomu nie przyniosą poprawy - komentuje prezes TLP. Puste przewozy Kontrowersje budzi też inny przepis, wprowadzający od 21 lutego obowiązek powrotu ciężarówek co osiem tygodni do kraju macierzystego. - Do tej pory kierowcy zmieniali się w trasie, przekazując sobie ciężarówkę - mówi Maciej Wroński. - Teraz będą musieli wrócić pojazdem, często bez ładunku, na przymusowy postój do kraju. Nie dość, że takie puste przejazdy są niekorzystne dla środowiska, zwiększy się też zużycie paliwa. To z kolei przełoży się na wyższe ceny usług i towarów. W Europie będzie drożej. Związek Pracodawców Transport i Logistyka Polska już krótko po uchwaleniu pakietu mobilności ostrzegał, że nowe regulacje mogą doprowadzić do spadku zleceń polskich przewoźników w Europie nawet o 20 procent i związanych z tym znacznych strat finansowych. Według Macieja Wrońskiego pewne jest też, że koszty przewozu mocno wzrosną. Artur Burkowski dodaje, że w najtrudniejszej sytuacji znajdą się małe firmy: - Koszty wprowadzenia w życie nowych przepisów nawet dla większych firm są ogromne. Małe przedsiębiorstwa tego nie przetrwają.