Niemieckie ministerstwo ds. rodziny, seniorów, kobiet i młodzieży (BMFSFJ) potwierdziło fakt - jak podkreślono - "nieformalnego" spotkania z przedstawicielami polskich resortów sprawiedliwości i spraw zagranicznych oraz polskiej ambasady, do którego doszło w poniedziałek 5 marca w Berlinie. - Niemieckie ministerstwo przyjęło jedynie do wiadomości propozycje przedstawione przez stronę polską - nie mniej, ale i nie więcej - powiedziała Deutsche Welle rzeczniczka resortu. - Nie jest prawdą, że cokolwiek ustalono; nie powołano żadnej grupy roboczej - zastrzegła przedstawicielka niemieckiego ministerstwa. Strona polska ogłasza przełom Polskie Ministerstwo Sprawiedliwości ogłosiło po rozmowach w Berlinie, w których uczestniczył wiceszef resortu Michał Wójcik, "przełom" w sprawie Jugendamtów. "Strona niemiecka, reprezentująca rząd federalny, wyraziła akceptację dla propozycji zgłoszonych przez Ministerstwo Sprawiedliwości RP. Najważniejsze z nich to utworzenie w Niemczech listy polskich rodzin zastępczych oraz Domów Polskich, gdzie znajdowałyby opiekę polskie dzieci, w przypadkach, gdy są rozdzielane z rodzicami. Sieć takich domów powinna powstać w dużych skupiskach polonijnych w Niemczech. Kolejny istotny polski postulat to powołanie, na mocy porozumienia międzyresortowego, stałej grupy roboczej, która na bieżąco w relacjach polsko-niemieckich zajmowałaby się sprawami związanymi z pieczą nad dziećmi. Również w tej kwestii strona niemiecka wyraziła aprobatę" - czytamy w oświadczeniu polskiego Ministerstwa Sprawiedliwości opublikowanego na stronie internetowej resortu. W komunikacie strony polskiej mowa jest o przyjęciu w trakcie rozmów "przełomowych ustaleń" i "nowym rozdziale współpracy dla dobra polskich dzieci". - To było nieformalne spotkanie na szczeblu roboczym - zastrzegła rzeczniczka niemieckiego ministerstwa. "Szczególne zainteresowanie" Strona niemiecka wyjaśniła, że w związku z federalną strukturą Niemiec, władze centralne nie mają możliwości wpływania na sposób stosowania przez władze krajów związkowych przepisów kodeksu prawa cywilnego (SGB VIII) w części dotyczącej dzieci i młodzieży - czytamy w stanowisku ministerstwa w Berlinie. - Jugendamty są prawnie zobowiązane do uwzględnienia przy wyborze rodziny zastępczej biografii dziecka oraz jego kulturowych korzeni. Obejmuje to także wyznaczony przez rodziców kierunek wychowania i religii dziecka. Tak będzie nadal - oświadczyło niemieckie ministerstwo. Ministerstwo Sprawiedliwości w Warszawie podkreśla, że sytuacja polskich rodzin i dzieci mieszkających poza granicami Polski znajduje się "w sferze szczególnego zainteresowania" resortu. "W Niemczech mieszka obecnie około 800 tys. Polaków mających wyłącznie obywatelstwo polskie. A osób, które mają podwójne obywatelstwo, polskie i niemieckie - około 1,5 miliona. Ministerstwo udziela pomocy polskim obywatelom w przypadkach, gdy za granicą są pozbawiani praw do wychowywania własnych dzieci" - wyjaśnia resort. Ważny język polski "Interwencjom towarzyszą systematyczne działania na arenie międzynarodowej, których celem jest systemowe rozwiązanie problemu. Współpraca z Niemcami zainicjowana została rok temu, podczas wizyty wiceministra Michała Wójcika w Berlinie" - czytamy w komunikacje Ministerstwa Sprawiedliwości. Resortowi w Warszawie zależy na tym, aby polskie dzieci w Niemczech nie były pozbawiane kontaktu z językiem polskim. Zwłaszcza w tak dramatycznej sytuacji jak interwencja Jugendamtu i skierowanie do rodziny zastępczej. Dlatego ministerstwo zabiega o to, aby dziećmi odebranymi Polakom opiekowały się polskie rodziny. W 2016 r. Jugendamty podjęły decyzję o przejęciu opieki nad ponad 40 tys. dzieci i nastolatków, uznając, że rodzice zaniedbują je i nie radzą sobie z ich wychowaniem. Przeważająca większość interwencji dotyczyła rodzin niemieckich. Liczba interwencji rośnie z roku na rok. Oprócz tego urzędy opiekowały się ponad 40 tys. młodocianych uchodźców, którzy przyjechali do Niemiec bez rodziców bądź opiekunów. Zła opinia Jugendamtów Działalność Jugendamtów, czyli niemieckich urzędów ds. młodzieży, od lat wywołuje kontrowersje, a same urzędy cieszą się w Polsce wyjątkowo złą sławą. W internecie nie brakuje filmów, na których polscy rodzice skarżą się na ich zdaniem bezpodstawne interwencje urzędników. Działalność niemieckich urzędów jest krytykowana przez część polityków w Polsce oraz polskie media ze względu na kontrowersyjne przypadki odbierania dzieci małżeństwom polsko-niemieckim lub polskim. Komisja petycji Parlamentu Europejskiego kilka lat temu przyjęła krytyczny raport w sprawie Jugendamtów. Komisja badała skargi rodziców z różnych państw UE, którzy zarzucali Jugendamtom utrudnianie lub wręcz uniemożliwianie im kontaktu z dzieckiem w przypadkach, gdy sąd orzekł dostęp rodzicielski pod nadzorem. W Polsce głośne były sprawy rozwiedzionych Polaków mieszkających w Niemczech, którzy skarżyli się, że niemieckie instytucje uniemożliwiały im posługiwanie się językiem polskim w czasie nadzorowanych spotkań z dziećmi. Podobne problemy zgłaszali też rodzice z Francji i Włoch. W ogniu krytyki Jugendamty, czyli urzędy do spraw dzieci i młodzieży, powstały w latach 20. XX wieku jako instytucja opiekująca się trudną młodzieżą, zdeprawowaną podczas pierwszej wojny światowej. Po dojściu Hitlera do władzy w 1933 r., naziści włączyli sieć tych placówek do swojego systemu wychowawczego, wykorzystując je do indoktrynacji młodzieży. Obecnie działalność urzędów do spraw młodzieży, a jest ich ponad 600, znajduje się w gestii niemieckich krajów związkowych (landów). W przypadkach zaniedbywania dzieci przez opiekunów lub znęcania się nad nimi, co nierzadko kończy się śmiercią nieletnich, Jugendamty krytykowane są za opieszałość i brak zdecydowania; z drugiej strony zarzuca się im ingerowanie w życie rodzin i naruszanie prywatności. Krytycy zwracają też uwagę na brak skutecznej kontroli nad ich działalnością. Jacek Lepiarz, Berlin / polska redakcja Deutsche Welle