Szef Alternatywy dla Niemiec (AfD) i czołowy kandydat tej partii w wyborach do Parlamentu Europejskiego Jörg Meuthen jest pod coraz większą presją. W aferze dotyczącej podejrzanego finansowania kampanii wyborczej AfD wychodzą na jaw coraz to nowe szczegóły. Przedłożona w Bundestagu lista z nazwiskami rzekomych 10 darczyńców, którzy 90 tys. euro mieli wesprzeć w 2016 roku kampanię Meuthena w wyborach krajowych w Badenii-Wirtembergii, jest najwyraźniej przynajmniej częściowo sfałszowana - donosi "Der Spiegel". 1000 euro za podpis Badania dziennikarzy "Spiegla" i magazynu telewizyjnego ARD "Report Mainz" wykazały, że wielu tych rzekomych darczyńców było tylko figurantami. Jeden z nich przyznał, że podpisał sfałszowane potwierdzenie darowizny, za co dostał 1000 euro. Taką samą rolę miała odegrać też jego żona. Mężczyzna przyznał to podczas przesłuchania przez krajowy urząd kryminalny Badenii-Wirtembergii - pisze "Spiegel". Interes został ubity za pośrednictwem znajomego. Kolejny świadek powiedział, że także jemu zaoferowano 1000 euro, jeżeli podpisze potwierdzenie darowizny, "żeby nazwiska prawdziwych darczyńców pozostały nieznane". We wszystkich trzech przypadkach inicjatywa miała wyjść od Niemca żyjącego na Costa Brava. Odmówił on skomentowania stawianych mu zarzutów. Kto naprawdę finansował kampanię wyborczą Meuthena, jeszcze nie wiadomo. Organizowała ją natomiast szwajcarska agencja Goal AG. Meuthen zaprzecza zarzutom manipulacji. Na pytanie "Spiegla" i "Report Mainz" powiedział, że szef Goal AG Alexander Segert przedłożył AfD listę z nazwiskami dziesięciu darczyńców i jeszcze niedawno ponownie potwierdził jej autentyczność. "Mogliśmy polegać i polegamy na tej liście" - cytuje "Spiegel" szefa AfD. Zaznacza on przy tym, że pieniądze były przeznaczone na wsparcie kampanii wyborczej, a nie darowiznę w sensie finansowania partii politycznej. Sprawa dla prokuratury? Alexander Segert, przyjaciel Meuthena, w ramach jego kampanii w wyborach do parlamentu Badenii-Wirtembergii, postawił mu do dyspozycji m.in. ulotki i plakaty oraz służył pomocą w prowadzeniu strony w Internecie. Były to świadczenia na łączną sumę 90 tys. euro. Prokuratura w Stuttgarcie bada teraz, czy w związku ze szwajcarskim wsparciem dla Meuthena, istnieją podstawy do wszczęcia śledztwa. Administracja Bundestagu zakłada tymczasem, że została naruszona ustawa o finansowaniu partii politycznych i zapowiedziała obłożenie AfD karą w wysokości około 270 tys. euro. Śledztwo w Essen Nie jest to pierwsza afera finansowa AfD. Prokuratura Essen wszczęła już śledztwo dotyczące "przysług" wyświadczonych kolejnemu kandydatowi AfD do Parlamentu Europejskiego Guido Reilowi. Prokuratura zaznacza przy tym, że sprawa nie jest skierowana przeciwko temu politykowi, tylko "jeszcze nie znanemu z nazwiska funkcjonariuszowi AfD" - poinformował na początku tego tygodnia "Der Spiegel" oraz zespół dziennikarzy NDR, WDR i "Süddeutsche Zeitung". Także tym razem w sprawę wplątana jest szwajcarska agencja Goal AG, która podczas kampanii w wyborach krajowych 2017 postawiła politykowi z Essen bezpłatnie do dyspozycji plakaty i ulotki. Administracja Bundestagu oszacowała te nielegalne dotacje na 44,5 tys. euro i zapowiedziała obłożenie AfD karą w wysokości 130 tys. euro. (AFP, tagesschau.de / stas) Redakcja Polska "Deutsche Welle"