W czerwcu 2018 roku niemiecki zasiłek na dzieci, które przebywały poza terytorium Niemiec - w innych krajach Unii Europejskiej lub Europejskiego Obszaru Gospodarczego, pobierało ponad 268 tys. osób - podało w czwartek (9.08.2018) niemieckie ministerstwo finansów. To wzrost o 10,4 proc. w porównaniu z rokiem ubiegłym. Władze lokalne w RFN, odpowiedzialne za wypłatę świadczeń, biją na alarm i ostrzegają przed celowym wykorzystywaniem niemieckiego systemu opieki społecznej - pisze agencja DPA. "Wysokość zasiłku powinna być uzależniona od potrzeb dziecka w kraju, w którym rzeczywiście przebywa, a nie od wysokości świadczeń w kraju, w którym pracują jego rodzice" - powiedział prezes Niemieckiego Związku Miast, Helmut Dedy. Jego zdaniem nie można nazwać "niehumanitarną" sytuacji, gdy osoba, która pracuje w Niemczech, a swoje dzieci pozostawiła w Rumunii, otrzymuje zasiłek na poziomie świadczeń rumuńskich. Dedy wezwał niemiecki rząd do podjęcia kolejnych prób w celu przeforsowania zmiany na szczeblu unijnym. Obniżyć zasiłki "Niemiecki rząd przespał ten problem, trzeba wreszcie podjąć jakieś działania przeciwko uchodźcom, którzy emigrują w Europie z powodu biedy" - powiedział DPA burmistrz Duisburga Soeren Link (SPD). "W Duisburgu przebywa obecnie około 19 tys. Romów i Sinti z Rumunii i Bułgarii. Sześć lat temu, w 2012 roku było ich w Duisburgu 6 tys." - wyjaśnił Link. Miasta, w których czynsz jest na stosunkowo niskim poziomie, przyciągają migrantów z Europy Wschodniej, a do takich miejsc należą niektóre dzielnice w aglomeracjach Zagłębia Ruhry. Niemiecki budżet przekazał w 2017 roku 343 mln euro jako zasiłek dla dzieci mieszkających poza Niemcami. Odbiorcami są także obywatele Niemiec mieszkający za granicą. Podczas gdy ich liczba (31 tys.) od lat nie zmienia się w sposób istotny, liczba świadczeniobiorców z Europy Wschodniej gwałtownie wzrasta - z Polski od 2017 roku o prawie 15 tys., z Czech o 5 tys., a z Rumunii o 2 tys. Napięta sytuacja w Duisburgu Burmistrz Duisburga powiedział, że "zawodowi przemytnicy ludzi" przywożą do jego miasta Romów i organizują im podupadłe kwatery, żeby mieli miejsce zamieszkania uprawniające do pobierania zasiłków. "Muszę zajmować się ludźmi, którzy zaśmiecają całe ulice i przyczyniają się do zaostrzenia problemów ze szczurami. Mieszkańcy Duisburga protestują" - powiedział Link. Polityk SPD zaznaczył, że sytuacja w jego mieście jest sprzeczna z duchem idei swobodnego przemieszczania się. "Ci ludzie nie przyjeżdżają tutaj, żeby pracować" - powiedział. Zasugerował, że wiele wniosków opiera się na sfałszowanych danych. "Nie wiadomo, czy te dzieci w ogóle istnieją" - zauważył. DPA przypomina relację "Welt am Sonntag" sprzed kilku miesięcy, w której mowa była o oszustwach na kwotę ponad 100 mln euro. UE przeciwna indeksacji Wysokość niemieckiego zasiłku wynosi obecnie 194 euro na pierwsze dziecko i systematycznie rośnie wraz liczbą dzieci w rodzinie. Niemiecki rząd zabiega od lat w Unii Europejskiej o dostosowanie wysokości zasiłków do rzeczywistych kosztów utrzymania w krajach, w których przebywają dzieci. Berlin wspierany jest przez władze Austrii. Rada UE odrzuciła w czerwcu br. forsowany przez Niemcy i Austrię pomysł indeksowania zasiłków na dzieci. Przyjęte stanowisko Rady UE to punkt wyjścia do negocjacji z Parlamentem Europejskim. Wśród europosłów jest raczej stabilne poparcie dla utrzymania obecnych zasad co do zasiłków dla dzieci, czyli bez różnicowania ich ze względu na miejsce zamieszkania. "Koordynacja systemów zabezpieczenia społecznego" powinna być finalnie przyjęta przez UE do wiosny 2020 roku. Redakcja Polska Deutsche Welle