"Afganistan ponownie stał się centralną przystanią radykalizacji. Klęska USA budzi siły, które trudno będzie powstrzymać" - analizuje dziennik "Sueddeutsche Zeitung". "Masakra na lotnisku staje się światłem przewodnim dla wszystkich bojowników i ideologów, którzy sądzą, że wybiła ich godzina. Tak jak 11 września 2001 roku był początkiem niezliczonych aktów terrorystycznych na całym świecie, tak ewakuacja w chaosie i w dymie od bomb będzie inspiracją dla nowych zamachowców. Przywódcy talibów nie przewidzieli tego momentu. Ich reakcja na zamach terrorystyczny pokazuje, że sami zostali nim dotknięci. Ich autorytet został nadszarpnięty jeszcze zanim zdążył się ugruntować. Talibowie chcieli opanować chaos na lotnisku, ale chcieli też uniknąć stosowania przemocy. Teraz płacą za to większą liczbą zabitych niż USA, a ich wrogiem nie są wycofujące się wojska, lecz zamachowcy-samobójcy i hiper-radykałowie z tak zwanego Państwa Islamskiego. Al-Kaida i inne bojówki dołączą do nich później". "Zwycięstwo nad Zachodem" Dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung" zauważa, że "powrót talibów (...) świętowany jest zapewne przez wszystkich islamskich terrorystów i dżihadystów jako wielkie zwycięstwo nad Zachodem. Po druzgocącej klęsce IS w Iraku i Syrii, to zwycięstwo może zostać wykorzystane do celów propagandowych. (...) Eksperci wątpią, czy Al-Kaida jest nadal zdolna do ataków terrorystycznych na dużą skalę. Ale po tylu błędnych decyzjach, które legły u podstaw katastrofalnego odwrotu lepiej nie uważać niczego za niemożliwe. Po pierwsze jednak dyskusja na temat przedłużenia misji ratunkowej zorganizowanej przez wojsko stała się zbyteczna. (...) To napawa goryczą wszystkich tych, którzy wciąż mają nadzieję, że zostaną ewakuowani. Kiedy ostatni zachodni żołnierze odejdą, będą zdani na łaskę i niełaskę talibów". ZOBACZ: Marzena Rogalska potwierdziła najgorsze! "Nie zdążyliśmy pomóc..." Komentator dziennika "Die Welt" uważa, że "decyzja amerykańskiego prezydenta Joego Bidena o wycofaniu się była słuszna. Odwrót powinien jednak zostać przeprowadzony w sposób uporządkowany. W Doha Amerykanie negocjowali z talibami z pozycji słabości. Biden mógł odwrócić tę sytuację. Gdyby wycofaniu się Amerykanów towarzyszyły zmasowane ataki lotnicze na talibów; gdyby Waszyngton utrzymał na początku centralną bazę wojskową w kraju, z której można by powstrzymać postępy talibów, wtedy byłby przynajmniej czas na ewakuację wszystkich lokalnych współpracowników. Amerykanie mieli uzasadnione powody, by interweniować w Afganistanie w celu zniszczenia sieci terrorystycznej Al-Kaidy i jej sojuszników. Zamiast jednak uderzyć wybiórczo, a potem opuścić kraj, oddali się - podobnie jak Niemcy - swemu misjonarskiemu zapałowi". "Dojdzie do zaognienia konfliktów" Dziennik "Frankfurter Rundschau" zwraca uwagę, że "uzasadnione pochwały dla Bundeswehry i innych zaangażowanych instytucji, które w ramach niebezpiecznej misji uratowały wielu obywateli i pracowników organizacji pomocowych od talibów, nie powinny przesłonić faktu, że ta operacja ratunkowa była konieczna tylko z powodu wielu błędów popełnionych przez niemiecki rząd. Właściwi ministrowie powinni o tym pamiętać w ostatnich miesiącach urzędowania i przyczynić się do naprawienia przynajmniej części tych błędów. To obejmuje także zrobienie wszystkiego, co możliwe, aby wydostać z kraju jeszcze więcej zagrożonych Afgańczyków. Z powodu potężnego ataku Państwa Islamskiego na lotnisku w Kabulu stało się to jeszcze trudniejsze. Jest już bowiem jasne, że w Afganistanie dojdzie do zaognienia kolejnych gwałtownych konfliktów. Talibowie nie tylko muszą walczyć z konkurencyjnym IS, ale także z bojownikami wiernymi poprzedniemu rządowi".