Dlaczego nikt wcześniej na to nie wpadł? Podczas uroczystości powitania nowej duńskiej premier w Berlinie, kanclerz Merkel usiadła na krześle. Zrobiła to też duńska premier Mette Frederiksen. 64-letnia kanclerz miała w ciągu kilku tygodni trzy ataki drgawek. Ostatni, w środę (10 lipca), miał miejsce na dziedzińcu Urzędu Kanclerskiego. Następnie Merkel wystąpiła przed kamerami taka, jaką ludzie znają od lat. Spokojna, rzeczowa, bez większych emocji, z lekkim uśmiechem: "Mam się dobrze. Już niedawno mówiłam, że przerabiam jeszcze ostatnie honory wojskowe z prezydentem Zełenskim. Ten proces najwyraźniej jeszcze się nie skończył, ale są postępy. I przez jakiś czas muszę teraz z tym żyć. Mam się dobrze. Nie trzeba się martwić". I to wszystko zaledwie godzinę po silnych drżeniach. Za mało wody czy reakcja psychologiczna? Gdy w połowie czerwca <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-angela-merkel,gsbi,1019" title="Angela Merkel" target="_blank">Angela Merkel</a> witała nowego ukraińskiego prezydenta <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-wolodymyr-zelenski,gsbi,11" title="Wołodymyra Zełenskiego" target="_blank">Wołodymyra Zełenskiego</a>, jej ciało mocno drżało. Dziewięć dni później podobna sytuacja wydarzyła się podczas zaprzysiężenia nowej minister sprawiedliwości. Wkrótce po ustąpieniu ataku kanclerz znów była zupełnie opanowana. Po pierwszym ataku w kręgach rządowych można było usłyszeć, że panował tego dnia wielki upał, a szefowa rządu za mało piła. Za drugim razem mówiono o tym, że drżenie może być rodzajem psychologicznej reakcji. Teraz potwierdziła to sama kanclerz. Chorzy politycy? Nowość w Niemczech Fakt, że w Niemczech dużo mówi się o stanie zdrowia czołowego polityka, jest nowością. Meldunki o chorobach kanclerzy należały w przeszłości do wyjątków. Willi Brandt (SPD), kanclerz z początku lat 70-tych, cierpiał na długotrwałe stany depresyjne, o czym Niemcy mieli nie wiedzieć. Nikt nie wiedział o tym, że gdy Helmut Kohl bronił swego stanowiska przed wewnątrzpartyjnymi krytykami w 1989 r., cierpiał na piekielne bóle z powodu choroby prostaty. Politycy najwyraźniej wiedzieli, co robią. Niemcy nie lubią, gdy ich przywódcy słabną. Poza tym w Niemczech sfera prywatna jest bardziej chroniona niż w wielu innych demokracjach. W USA otwarcie mówi się o wynikach badania krwi prezydenta, także we Francji stan zdrowia polityków nie jest tematem tabu. Nie zawsze tak było. Prezydenci Franklin D. Roosvelt i John F. Kennedy byli podczas swoich kadencji ciężko chorzy, o czym opinia publiczna prawie nie wiedziała. Praca na pełen etat z chorobą Do zmiany sytuacji w Niemczech przyczyniła się m.in. popularna premier Nadrenii-Palatynatu Malu Dreyer (SPD), mówiąc otwarcie o swoim stwardnieniu rozsianym. Dyktatury i sterowane demokracje mają z tym problem. W Europie Wschodniej, Azji czy Afryce politycy nie chorują. Aby dać temu wyraz, półnagi <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-wladimir-putin,gsbi,9" title="Władimir Putin" target="_blank">Władimir Putin</a> kłusuje konno przez step. Angela Merkel jako pierwsza odziera temat z dramatyzmu. Mówi: "Teraz muszę żyć z drżączką". Właśnie rozpoczęła ten etap.