Młody mężczyzna twierdził, że uciekł z Aleppo, kiedy jesienią 2015 dotarł do austriacko-bawarskiej granicy. Nie miał przy sobie żadnych dokumentów, mówił, że je zgubił. Miał jednak przy sobie telefon komórkowy. W fazie największego napływu uchodźców straż graniczna mogła tylko pobieżnie sprawdzać tożsamość przybywających ludzi; większość z nich przekraczała granice bez jakiejkolwiek kontroli. Czy człowiek ten władał arabskim, jakiego używa się w Syrii, nikt nie mógł wtedy sprawdzić. W rzeczywistości ów rzekomy uchodźca z Aleppo był Marokańczykiem, który przez Morze Śródziemne i wyspę Lampedusa dostał się do Europy i dopiero na szlaku bałkańskim wtopił się w korowód "prawdziwych" Syryjczyków, dążących do Niemiec. Komórka powie więcej niż paszport Podany przypadek jest fikcyjny, ale faktycznie przypadków takich były tysiące. Kraj pochodzenia uchodźców jest istotny, ponieważ to właśnie pochodzenie decyduje o szansie uzyskania azylu. Syryjczycy mogą pozostać w Niemczech, Marokańczycy nie, bo Maroko uważane jest za bezpieczny kraj pochodzenia. Dopiero kiedy cała wrzawa trochę ucichła, zaczęto zastanawiać się, czy wolno analizować dane z telefonów komórkowych uchodźców, na podstawie których można dokładnie geograficznie i chronologicznie udowodnić, kto, kiedy i jaką drogą przybył do Niemiec. Prawne wątpliwości Niemiecki rząd przez długi czas omijał ten temat ze względu na wątpliwości prawne, ale teraz Federalny Urząd Migracji i Uchodźców (BAMF) dostał zielone światło, by używać telefonów komórkowych do ustalania tożsamości. BAMF może skanować dane ze smartfonów, by wyjaśnić, kim faktycznie są imigranci i skąd przybyli. Przed tym jednak właśnie ostrzegają adwokaci reprezentujący imigrantów, specjaliści z dziedziny ochrony danych i organizacje pomocowe. Twierdzą, że jest to zbyt daleko idąca ingerencja w sferę prywatną. Krytycy są zdania, że jest to wątpliwe w świetle prawa konstytucyjnego. Lecz Jutta Cordt, szefowa BAMF, urzędu mającego 82 placówki w całych Niemczech, uważa, że jest to nieodzowne narzędzie. Bezpieczne w elektronicznym sejfie Podczas pierwszego kontaktu z uchodźcą urząd BAMF będzie wczytywał się w dane na komórce - wyjaśnia szefowa. Potem dane te znikną w swego rodzaju elektronicznym sejfie, aby uniemożliwić dostęp osobom niepowołanym. Dopiero w chwili, kiedy przesłuchanie w ramach procedury azylowej będzie budziło wątpliwości co do pochodzenia osoby wnioskującej o azyl, wtedy sięgać się będzie po dane sczytane ze smartfonu. Zdaniem szefowej BAMF będzie to dodatkowy system pomocny w procesie decyzyjnym. Czy to zgodne z prawem? Pełnomocniczka rządu Niemiec ds. ochrony danych jest zupełnie innego zdania: uważa, że to postępowanie jest wątpliwe w świetle konstytucji. Smartfony zawierają bardzo osobiste dane, np. o osobach postronnych jak adwokaci - podkreśla Andrea Vosshof. Także koloński karnista Nikolaos Gazeas jest przeciwny tej nowej metodzie weryfikacji tożsamości. - Jest to absolutnie nieadekwatne i sprzeczne z konstytucją - argumentuje. Lecz szefowa urzędu odpowiedzialnego za rejestrację uchodźców i rozpatrywanie wniosków azylowych jest pewna, że w większości przypadków w ogóle do tego nie dojdzie, by trzeba było sięgać po dane z telefonów komórkowych. Poza tym podczas testu przeprowadzonego w jednym z biur BAMF większość wnioskodawców dobrowolnie udostępniała urzędnikom swoje telefony komórkowe. Smartfon jako ostatni środek Do tej pory była mowa o tym, że po dane ze smartfonów będzie się sięgać tylko w przypadkach, gdy rodzą się podejrzenia, na przykład gdy osoba występująca o azyl zaczyna się plątać w zeznaniach. Faktycznie jednak BAMF będzie miał dostęp do zeskanowanych danych dopiero po tym, jak udostępni je prawnik. Jednak także wtedy urzędy posługujące się tymi danymi nie będą miały całkowitej pewności co do tożsamości imigrantów, bo ci mogą mieć przecież kilka telefonów. Jeżeli jednak będzie można im udowodnić podawanie fałszywych danych, na podstawie paragrafu 73 prawa azylowego nadany im uprzednio status azylanta może zostać cofnięty. Dzieje się to jednak w nielicznych przypadkach: w roku 2016 było ich mniej niż 400. Nowa metoda ustalania pochodzenia i tożsamości uchodźców oczywiście nie jest doskonała, ale jest już dużym postępem w porównaniu z sytuacją, kiedy o uchodźcy nie wie się nic. Pomimo tego Towarzystwo Swobód Wolnościowych e.V. (GFF) chce wnieść skargę do sądu przeciwko skanowaniu telefonów komórkowych. Volker Wagener / Małgorzata Matzke / Polska Redakcja Deutsche Welle