"Frankfurter Rundschau" pisze: "Pierwsze skargi na G36, które pojawiły się przed laty, nie trafiły do opinii publicznej, najprawdopodobniej dlatego, że ministerstwo nie było tym zainteresowane. Również dzisiaj można sobie zadać pytanie, dlaczego Ursula von der Leyen nie zarządziła wstrzymania zakupu tej broni, kiedy wątpliwości były coraz wyraźniejsze. Z drugiej strony ostra krytyka firmy zbrojeniowej Heckler&Koch przemawia za tym, że zmienił się jej stosunek do świata polityki. Firma mówi niedyplomatycznie o niszczeniu jej opinii przez ministerstwo, które donosiło o niskiej celności G36. W ten sposób spór o karabinek mógłby przyczynić się do tego, że również w przemyśle zbrojeniowym zakończy się zimna wojna, czyli okres, kiedy Bundeswehra potulnie nabywała wszystko od firm po najwyższych cenach, o nic nie pytając." Z kolei "Mannheimer Morgen" sugeruje, że "sytuacja może stać się jeszcze nieprzyjemna przede wszystkim dla de Maizière'a. Jeśli potwierdzi się zarzut, że obecny minister spraw wewnętrznych, który nabawił się już problemów po fiasku z dronami Euro-Hawk, mimo głębszej wiedzy zostawił żołnierzy samych sobie i wyposażył ich podczas niebezpiecznej misji w broń, której celność w ekstremalnych warunkach szwankowała, stanowiąc przez to zagrożenie dla ich zdrowia i życia, może znaleźć się w tarapatach. Nie byłby to pierwszy minister obrony, który zapłaci za swe zaniedbania również po przejściu do innego resortu." Takie błędy nie ulegają przedawnieniu "Polityczny wymiar tej afery jest oczywisty", komentuje dziennik "Rheinpfalz" z Ludwigshafen. "O problemie wiadomo od 2012 roku. Zawsze był bagatelizowany. Widocznie nigdy też nie starano się o rozmowę z producentem, by wyjaśnić, w jaki sposób problemowi można zaradzić. Przede wszystkim poprzednik von der Leyen Thomas de Maizière musi sobie zadać pytanie, czy udawał głuchego, a tym samym naraził żołnierzy. Nawet jeśli ten polityk CDU jest w międzyczasie szefem MSW, takie błędy nie ulegają przedawnieniu." "Luebecker Nachrichten" komentują: "Von der Leyen zajęła się skargami, które za rządów jej poprzedników ciągle były odsuwane na bok. Teraz najwyraźniej jest pewne, że broń ta nie jest uniwersalna. Owszem, jest lekka dzięki tworzywu sztucznemu, ale nie nadaje się do walki w gorącym klimacie (...) Ale przy jej zamawianiu nikt nie myślał o misjach w Afganistanie czy Afryce." "Made in Germany cieszy się na całym świecie doskonałą opinią. Dużym powodzeniem cieszą się niemieckie maszyny i samochody, także niemiecka technologia zbrojeniowa miałaby ogromne powodzenie, gdyby nie surowe ograniczenia eksportu. Stocznie budują nowoczesne łodzie podwodne, Leopard uchodzi za niezawodny czołg. Jednak najwyraźniej niemieckie umiejętności inżynierskie zawodzą, kiedy trzeba skonstruować niezawodny karabin" - ironizuje regionalny dziennik "Der neue Tag" z Weiden. oprac. Katarzyna Domagała, Redakcja Polska Deutsche Welle