W NATO nastąpiła zmiana warty. 1 października stanowisko sekretarza generalnego przejął po Duńczyku Andersie Fogh Rasmussenie następny polityk ze Skandynawii, 55-letni Norweg Jens Stoltenberg. Ten ostatni był trzykrotnie premierem Norwegii; po raz pierwszy w latach 2000-2001, gdy liczył 41 lat. Po wyborach jesienią 2013 roku ster rządów przejęła Erna Solberg. Konserwatywna polityk z uznaniem mówiła zwłaszcza o roli Stoltenberga po masakrze dokonanej przez Andersa Behringa Breivika na wyspie Utoya w lipcu 2011 roku. - Byłeś wtedy jak opoka na wzburzonym morzu - chwaliła swojego poprzednika. Faktycznie, szeroka opinia publiczna poza Norwegią poznała Stoltenberga dopiero po masakrze w obozie letnim młodzieży socjaldemokratycznej, w którym zginęło ponad 70 osób. Stoltenberg dał się wtedy poznać, jako zrównoważony "ojciec narodu", który uspokaja i próbuje łagodzić cierpienie. "Musimy dzielnie bronić naszych wartości" - mówił wtedy ze łzami w oczach. Oświadczył też, że "odpowiedzią Norwegii na przemoc będzie więcej demokracji, więcej otwartości i więcej współdecydowania w polityce". Te dramatyczne tygodnie po masakrze, gdy Norwegia znajdowała się w centrum zainteresowania światowej opinii publicznej, stały się dla Stoltenberga polityczną próbą ognia, którą- jak się powszechnie uważa - przeszedł celująco. Od przeciwnika do rzecznika NATO Oprócz tego, że był przez trzy kadencje szefem rządu, sprawował kilkakrotnie urząd ministra i sekretarza stanu w różnych rządach, choć nie w resorcie obrony. Na początku lat 90., gdy był członkiem parlamentarnej komisji obrony narodowej, niekoniecznie kojarzono go z NATO, a jeśli już, to raczej w sensie negatywnym. Bo młody Stoltenberg był wtedy jeszcze przeciwny członkostwu Norwegii w Sojuszu Północnoatlantyckim i krytykował politykę USA. Jako młokos - na znak protestu przeciwko wojnie w Wietnamie - powybijał szyby w ambasadzie USA w Oslo. Jednak później zmienił zdanie i postarał się nawet, aby socjaldemokratyczna organizacja młodzieżowa oficjalnie zaakceptowała członkostwo Norwegii w NATO. Będąc premierem popierał międzynarodowe operacje wojskowe. Norwegia uczestniczyła zarówno w misji w Afganistanie jak i interwencji w Libii, za co on jak i jego kraj zyskały uznanie USA. Najpóźniej wtedy, w Waszyngtonie i innych stolicach NATO, zapomniano mu "grzechy młodości". Dodatkowy atut Za "dodatkową kwalifikację" Stoltenberga uważa się jego dyplomatyczne podejście do Rosji. Będąc premierem wprowadził ułatwienia dla mieszkańców w małym ruchu granicznym, likwidując obowiązek wizowy, a w 2010 roku Norwegia podpisała z Rosją w Murmańsku porozumienie o podziale granic morskich na Morzu Barentsa. "Jego doświadczenia, jako sąsiada Rosji, są jego atutem" - stwierdził największy norweski dziennik "Aftenposten" już wtedy, gdy stawał w szranki z innymi kandydatami. "Nowy człowiek na czele Sojuszu będzie bardziej polityczno-cywilnym niż zorientowanym na wojskowość szefem NATO" - uważa redaktor "Aftenposten" Harald Stanghelle: - Będzie bardziej sekretarzem niż generałem - dodał dziennikarz. Konflikt z Rosją będzie wymagać od niego użycia całego swojego kunsztu dyplomatycznego; również w łonie Sojuszu. Będzie musiał znaleźć odpowiedź na pytanie, w jaki sposób NATO może chronić swoich wschodnich członków przed ingerencją Rosji, bez podjęcia ryzyka otwartej konfrontacji z Moskwą? To będzie decydującym pytaniem w początkowym okresie urzędowania. Przy czym nie należy zapomnieć, że chodzi też o pieniądze. Już przed wybuchem konfliktu zwłaszcza Amerykanie wzywali sojuszników do zwiększenia wydatków na cele obronne. Dziś domagają się tego jeszcze wyraźniej. I tu akurat Stoltenberg może pochwalić się w tej sprawie niezłym bilansem. Podczas gdy zdecydowana większość członków NATO coraz bardziej ograniczała wydatki na uzbrojenie, Norwegia za rządów premiera Stoltenberga podniosła je. Dla wielu zakrawa to niemal na ironię. Człowiek, który za młodu był przeciwnikiem NATO, będzie teraz kierować Sojuszem - i to w bardzo trudnych czasach. Christoph Hasselbach /Iwona Metzner, Redakcja Polska Deutsche Welle