Leticia Witte (KNA), Bartosz Dudek (DW): Czego dzisiaj Europa może się nauczyć od "Solidarności"? Kard. Reinhard Marx: - Przede wszystkim jest to przekonanie, że możemy coś zmienić. Że rzeczy nie muszą pozostać takimi, jakie są. Uważam to w takiej sytuacji jak wtedy w 1980 roku za bardzo odważne. Żyjemy w innych czasach, ale nawet u nas w demokracji panuje nieraz przekonanie "a cóż można zrobić?". Od tych ludzi, którzy mieli znacznie większe trudności, można się uczyć. Może powstać coś nowego, to bardzo mi się podoba. Mamy wspomnienie o cenności wolności, której nie możemy przyjąć za pewnik.- Demokracja może być tylko epizodem w historii ludzkości. Co rusz konieczna jest obrona wolności jednostki, mniejszości, respektu i tego co konieczne, by demokracja - wolne i otwarte społeczeństwo - mogła niezawodnie istnieć. To rodzaj "zbiorowego dzieła", które wymaga stałej pracy. A kiedy się jej zaprzestanie, od razu to zauważymy. Wtedy jasne staną się zagrożenia.A jak jest obecnie z solidarnością w Europie, jeśli popatrzymy na kryzys migracyjny i nacjonalizm? - Jesteśmy solidarnie ze sobą związani. W Unii Europejskiej przez traktaty, parlament, wytyczne. Nie możemy już funkcjonować bez siebie. Właśnie obserwujemy to w przypadku brexitu. Z tego związku wynika, że wstawiamy się za sobą nawzajem, aby wyszło z tego coś pozytywnego. Dlatego mówię o dalszym rozwoju w kierunku Europy społecznej. Odczuwamy to właśnie w sytuacjach kryzysowych. I wtedy doświadczamy, że solidarność jest stale naszym zadaniem. Kwestia migracji to nasze wspólne wyzwanie. To ogromny obszar, z którym musimy się razem zmierzyć, i mam nadzieję, że tak się stanie. Ważne jest, by teraz iść dalej i opracować w Europie wspólne wytyczne dotyczące polityki migracyjnej. Chodzi o solidarność w Europie, ale też solidarność z krajami, z których pochodzą uchodźcy i migranci.Populiści i nacjonaliści mają coś wspólnego: to idea odejścia od solidarności. Co Kościół może przeciwko temu uczynić?- Wiara mówi nam, że należymy do ludzkiej rodziny. Patriotyzm jest dobry, ale nacjonalizm nie jest katolicki. Wspominam zawsze słowa Franza Josefa Straussa (wieloletniego premiera Bawarii - red.), który powtarzał: "Bawaria jest naszym domem, Niemcy naszą ojczyzną, Europa naszą przyszłością".- Droga, którą przeszliśmy przez ostatnie 50-60 lat od Traktatów Rzymskich, miała też znaczenie moralne. Dlatego Kościół zawsze pozytywnie postrzegał jedność Europy, także dzisiaj. Na początku dzieła zjednoczenia było pragnienie pokoju i pojednania. Nie zapominajmy: nacjonalizm jest jedną z największych przyczyn wojen. Tutaj Kościół musi się wtrącać i budować nadzieję. Europa nie działa automatycznie. Jestem przekonany, że Kościół nigdy nie może przestać pracować nad jednością Europy i coś w tym celu robić. Spójrzmy na stosunki polsko-niemieckie. Polska idzie w kierunku nieliberalnej demokracji. Jego Eminencja opowiada się za modelem pluralistycznym. Czy w przypadku tych różnic dialog w ogóle jest możliwy? - Dialog taki jest konieczny i odbywa się w ramach Unii Europejskiej. Istnieją założenia, które leżą u podstaw różnych konstytucji. Tam są różnice w Europie. I one są uzasadnione. Nawet w Niemczech mamy różnice. Ważne jest jednak, że polityczna większość nie jest całym narodem. Uważam to za bardzo ważne. Narodem są wszyscy, także mniejszości. Partia, która wygrywa, nie może powiedzieć: teraz jesteśmy narodem i możemy wszystko wywrócić do góry nogami, nie musimy już przejmować się mniejszościami i innymi stanowiskami. - Jako Kościół powinniśmy popierać społeczeństwo wolnościowe. Dlatego demokracja jest formą państwa, do której należy dążyć. Ludzie powinni móc swobodnie decydować, czy to o wyborze partii politycznej, być za lub przeciw religii. W każdym razie ja chcę żyć w społeczeństwie, w którym panuje wolność słowa, sumienia i religii, gdzie ktoś nieraz też nie zgadza się ze mną lub moimi przekonaniami religijnymi.Ile Kościoła może znieść państwo?- Sporo. Zależy od tego, w jaki sposób Kościół się angażuje. Nie może być przede wszystkim lobby dla własnych interesów, tylko postrzegać swoją odpowiedzialność za wszystkich. Udam się w wirtualną podróż do jakiegoś kraju w Europie, gdzie został wybrany nowy prezydent. I mówi biskupom: jesteśmy krajem chrześcijańskim i trzeba to wyraźniej pokazać. Wprowadzimy dwa nowe święta. Oczywiście biskupi są szczęśliwi. Oprócz tego mówi: tak się nie da z tą wolnością prasy. W mediach jest tyle nonsensu. Musimy to trochę ograniczyć. Wtedy biskupi muszą powiedzieć: Panie prezydencie, w takim razie rezygnujemy z tych dwóch świąt, bo nie możemy zaakceptować niszczenia podstawowych wolności.1 września - rocznica wybuchu II wojny światowej - jest tragiczną datą w stosunkach polsko-niemieckich Co może zrobić Kościół katolicki, by zaleczyć te rany?- Być może pojęcie uzdrowienia jest zbyt mocne, bo takie procesy są długotrwałe i wymagają ciągłego zaangażowania. Kościół zrobił wiele na poziomie biskupów, a także parafii i stowarzyszeń, spotkań młodzieży, ale myślę, że dzisiaj potrzebujemy nowej fali spotkań. Musimy to jeszcze raz zintensyfikować, również na poziomie biskupów. Także dlatego jestem tutaj w Polsce.Niemieccy i polscy biskupi nie zawsze są tego samego zdania, czy to w przypadku komunii dla rozwiedzionych katolików, którzy ponownie wzięli ślub cywilny, czy to w kwestii komunii dla niekatolickich małżonków. Jak bardzo te różnice ciążą na stosunkach między obydwoma Kościołami?- Zwłaszcza gdy istnieją różne oceny i pozycje, wymiana i spotkanie są jeszcze ważniejsze. Trzeba ze sobą rozmawiać. Bardzo ważne, by zawsze dyskutować. Istnieją już różnice w postrzeganiu ekumenicznego wyzwania. My w Niemczech jesteśmy w zupełnie innej sytuacji niż Polacy, Włosi czy Hiszpanie. Nie można oczekiwać, że będziemy rozmawiać o tym tak samo na całym świecie. W Niemczech sytuacja jest po prostu inna. Dlatego ekumenizm jest u nas szczególnym priorytetem duszpasterskim.Rozmawiałi: Leticia Witte (KNA) i Bartosz Dudek (DW)/Redakcja Polska Deutsche Welle