Były ambasador Polski w Niemczech (1990-1995) Janusz Reiter uważa, że to wielkie szczęście, iż w tak przełomowym momencie jakim był okres upadku komunizmu w Europie, na czele niemieckiego rządu stał Helmut Kohl. Jego zdaniem miał on doskonałe wyczucie psychologiczne i zrozumienie mentalności innych narodów. W integracji Polski i innych krajów postkomunistycznych ze strukturami euroatlantyckimi widział jednak także interes Niemiec. - Rozumiał, że jeśli Europa będzie się kończyć na wschodniej granicy Niemiec, to będzie narażona na wstrząsy, a Polska stanie się polem gry, do której Rosja będzie chciała wciągnąć Niemcy - mówi były polski ambasador w rozmowie z DW. Wspomina rozmowę z Kohlem, w której ten twierdził, iż jego zdaniem Polska chce wejść do NATO nie tylko ze strachu przed Rosją, ale i przed Niemcami. Dlatego uważał, że będzie dobrze dla Polaków, jeśli znajdą się u boku Niemiec w Sojuszu, w którym prym wiodą Amerykanie, gdyż właśnie to miałoby dać Polakom poczucie bezpieczeństwa. Kohl jako wizjoner Jerzy Sułek, który w początkach lat 90-tych negocjował wiele polsko-niemieckich umów, w tym Traktat o Dobrym Sąsiedztwie, uważa Kohla za wizjonera, który w polityce Michaiła Gorbaczowa wcześnie dostrzegł szansę na zakończenie "zimnej wojny", wycofanie wojsk sowieckich z NRD i zjednoczenie Niemiec. Po upadku komunizmu doskonale zdawał sobie natomiast sprawę, że w interesie Niemiec i Europy leży wspieranie transformacji w krajach postkomunistycznych, gdyż jak mówi Sułek, "weszliśmy na cienki lód, nie wiadomo było, czy transformacja się powiedzie, równie dobrze mogła w naszej części Europy powstać szara strefa destabilizacji". Sułek ma jednak po dziś dzień za złe Kohlowi odwlekanie uznania granicy z Polską. Polityk, który postanowił wejść do historii jako "kanclerz zjednoczenia", w celu pozyskania prawicowej części chadecji, podpisanie traktatu granicznego z Polską zaplanował bowiem dopiero na czas po uznaniu przez Bundestag zjednoczenia Niemiec, które nastąpiło w październiku 1990 roku. Pragmatyzm Kohla Marek Prawda, były ambasador Polski w Niemczech, a obecnie przedstawiciel Komisji Europejskiej w Warszawie, wpisuje to jednak w szerszą taktykę Kohla, któremu od początku zależało na wciąganiu w proces pojednania polsko-niemieckiego jak najszerszych kręgów społecznych, w tym środowisk sceptycznie nastawionych do Polski. - Historia pokazuje, że miał w tym rację, bo pojednanie okazało się skuteczne. Można powiedzieć, że nasze społeczeństwa są dziś dogadane - mówi Prawda. Widzi on w Kohlu męża stanu ukształtowanego przez europejski mit pojednania niemiecko-francuskiego, który kanclerz starał się przenieść na grunt polsko-niemiecki. Podczas spotkań z polskimi politykami Kohl często wspominał swego brata, który zginął na wojnie, widząc to jako przestrogę i podkreślając znaczenie europejskiej integracji. - Ta integracja to była jego obsesja - wspomina były ambasador, przypominając zasługi kanclerza w budowie polsko-niemieckich instytucji takich jak Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej, Jugendwerk czy polsko-niemieckie spotkania w Krzyżowej. Ponad wszystko Kohl był bowiem pragmatykiem, który według Prawdy "wiedział, że polityczne pojednanie samo w sobie to za mało, że potrzebne są do tego instytucje". Krytyczny stosunek polskiej prawicy do Niemiec Publicysta Andrzej Godlewski uważa Kohla za polityka zasłużonego dla wejścia Polski do UE i NATO, podkreśla jednak, że dla polskich polityków - począwszy od Tadeusza Mazowieckiego negocjującego traktat graniczny, a kończąc na Jarosławie Kaczyńskim, nie było on łatwym partnerem. - Skutkiem nieudanego spotkania ówczesnego szefa Kancelarii Prezydenta RP, obecnego szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego z Helmutem Kohlem w 1991 roku (m.in. w sprawie potencjalnych roszczeń Niemców do zachodnich terenów Polski - red.) stał się widoczny po dziś dzień krytyczny stosunek części polskiej prawicy do Niemiec - twierdzi publicysta. Monika Sieradzka, Warszawa/Redakcja Polska Deutsche Welle