"Frankfurter Allgemeine Zeitung" (FAZ) przypomina początek 2006 r., kiedy rosyjski koncern Gasprom wstrzymał dostawy gazu na Ukrainę. Rok po pomarańczowej rewolucji na Ukrainie Kreml pokazał nowym, zorientowanym na Zachód władzom w Kijowie ich ogromną zależność od rosyjskich dostaw energii. "Kreml zademonstrował, że polityczna siła pochodzi dla niego nie tylko z luf karabinów, ale też z rur gazociągów" - pisze autor artykułu Reinhard Veser. Jak dalej stwierdza, wydarzenia tego noworocznego dnia 2006 otworzyły UE oczy. Centralnym celem jej polityki energetycznej stała się różnorodność dostaw, a projekty energetyczne są rozpatrywane od tego czasu nie tylko z gospodarczego, ale też politycznego punktu widzenia. "Mimo to przypuszczalnie na koniec bieżącego roku zostanie skończony popychany przez Kreml gazociąg, który przynosi mu korzyści polityczne a może nawet militarne - Nord Stream 2" - konstatuje FAZ. "Dwulicowa polityka Niemiec" UE od początku była krytyczna, ale Nord Stream 2 ma w niej potężnego orędownika - Niemcy - zauważa autor artykułu. "Rząd federalny, przede wszystkim jego socjaldemokratyczna część, długo upierał się, że Nord Stream 2 jest projektem czysto gospodarczym. Berlin narobił sobie tym ogromne szkody u wschodnich członków UE. Opierając dyskusję o Nord Stream 2 na błędnych założeniach, ożywił historycznie obciążone podejrzenie, iż Niemcy porozumiewają się z Rosją ponad głowami swoich wschodnich sąsiadów i na ich niekorzyść". Jak stwierdza FAZ, niemiecka polityka stała się tym samym dwulicowa: "Z jednej strony wschodnioeuropejscy członkowie UE i władze Ukrainy uznają wkład Berlina przeciwko rosyjskiej agresji na Ukrainie; wiedzą jak ważna jest tu jego rola w UE. Ale z drugiej strony Niemcy w tak istotnej kwestii, jaką jest gazociąg, wyłamują się z solidarności z sąsiadami". "Obciąża to pilnie potrzebną dyskusję o Nord Stream 2" - pisze Veser: "Ponieważ trudno już całkowicie zapobiec budowie gazociągu, powinno się przynajmniej zminimalizować jego polityczne korzyści dla Kremla". Przy czym - jak zauważa - z racji sankcji "nie do zaakceptowania", jakimi grożą Nord Stream 2 Stany Zjednoczone, konfrontacja ta będzie jeszcze trudniejsza. Niebezpieczna broń UE nie może pozwolić dyktować sobie z zewnątrz warunków swojej polityki energetycznej, sama musi też zadecydować, jakie stanowisko przyjmie dalej wobec Nord Stream 2 - zauważa FAZ. Tym bardziej, że amerykański argument, że gazociąg ten uzależni UE od rosyjskiego gazu jest błędny. Jednym z efektów rosyjsko-ukraińskiego konfliktu gazowego zimy 2005/2006 jest bowiem stworzenie przez UE infrastruktury, dzięki której w razie potrzeby rosyjskie dostawy gazu mogą zostać całkowicie zastąpione, przynamniej teoretycznie. "Pożądane by to nie było - ani z gospodarczego ani politycznego punktu widzenia". "Nord Stream 2 jest niebezpieczny, bo rosyjski gazociąg zaostrzył znowu stępiałą broń przeciwko Ukrainie; projekt może pociągnąć za sobą, sięgające poza Ukrainę, daleko idące skutki dla bezpieczeństwa w Europie" - zauważa FAZ. Jednocześnie, jak pisze dalej, w europejskiej dyskusji o gazociągu trzeba także mówić o interesach gospodarczych, bo też chodzi o dużo pieniędzy - "gazociąg nie jest ani czysto gospodarczym, ani czysto politycznym projektem". Konkurencja dla Polski Polska na przykład nie jest przeciwna Nord Stream 2 tylko ze względów bezpieczeństwa, ale również dlatego, że dzięki gazociągowi z Norwegii i terminalowi gazu płynnego sama chce się stać centrum dystrybucyjnym importowanego gazu - wyjaśnia FAZ, dodając, że: "Rosyjsko-niemiecki gazociąg jest dla tego projektu groźnym konkurentem, co tłumaczy głosy w Polsce liczące na amerykańskie sankcje". Ile są warte gwarancje Rosji? FAZ pisze, że z myślą o zabezpieczeniu Ukrainy rząd w Berlinie dąży do tego, by także po oddaniu do eksploatacji Nord Stream 2, Rosja gwarantowała tranzyt gazu przez ten kraj. Nawet jednak, gdyby Moskwa się do tego zobowiązała, pytanie, ile byłoby to warte w obliczu łamania przez nią porozumień w konflikcie z Ukrainą? "Nawet, gdyby się pominęło aneksję Krymu i wojnę w Donbasie, a skoncentrowało tylko na stosunkach energetycznych, pożądana jest nieufność" - stwierdza autor artykułu. Przypomina, że obecne rosyjsko-ukraińskie porozumienie ws. tranzytu gazu upływa z końcem tego roku. Ale także w nim Gasprom nie spełnia niektórych zobowiązań: zgodnie z wyrokiem sztokholmskiego Trybunału z lutego 2018 powinien zapłacić ukraińskiemu koncernowi Naftogas 6,2 mld dolarów, ale nic nie wskazuje na to, by chciał to zrobić. Do tego dochodzi fakt, że na końcu tego roku gotowy będzie też gazociąg TurkStream, który poprowadzi z południa Rosji przez Morze Czarne do Turcji i także służy pominięciu Ukrainy. "Jedyną realną gwarancją byłoby to, że Gasprom dalej pozostanie zależny od tranzytu przez Ukrainę - i to w takim wymiarze, by ukraiński system gazociągów mógł być eksploatowany ekonomicznie" - konstatuje FAZ - "Niemcy jako polityczny ojciec chrzestny Nord Stream 2 mają obowiązek wyjaśnienia do końca roku, w jaki sposób można to osiągnąć i to tak, by zapłaciła za to Rosja, i by zrozumiała ona, że jest traktowana poważnie".