Ceny potrafią tam być bowiem niebotyczne, do czego przyczyniają się zagraniczni celebryci, influencerzy i gwiazdy sportu, które chętnie spędzają na Mykonos wakacje i nie mają problemu z tym, żeby zapłacić za kieliszek prosecco 68 euro. Tyle, że to ceny zaporowe dla normalnych turystów, którzy dają potem upust swojej złości w mediach społecznościowych. Niestrawny rachunek "Omijajcie tę restaurację z daleka, bo to pułapka" - napisał amerykański turysta pod imieniem Ciscorock w maju tego roku na portalu podróżniczym Tripadvisor i na Instagramie. Opisywał, że wybrał się do baru ostrygowego na południowym zachodzie wyspy. Wieczór, jaki spędził tam z przyjaciółmi, jak wynika z zamówienia, nie był żadnym szaleństwem: sześć piw, trzy sałatki, dwie butelki wody, jeden sok pomidorowy i sześć porcji ośmiorniczek. Szalony był za to rachunek opiewający na 836,20 euro. "Pod żadnym pozorem tam nie idźcie! To nie żart!" - napisał Ciscorock. Ponad tysiąc użytkowników Tripadvisora podziękowało mu za tę przestrogę, dalszych 290 też określało lokal jako "okropny", ale 552 użytkowników wyróżniło go najlepszą oceną - "doskonały". Relacje o wygórowanych cenach Te doniesienia sprawiły, że niemiecki nadawca telewizyjny Kabel eins postanowił zbadać całą sprawę i wysłał na wyspę ekipę telewizyjną, aby przyjrzała się, czy faktycznie ktoś nabija tam ludzi w butelkę. Reporterowi Peterowi Gieselowi nie było łatwo dotrzeć do prawdy. Kiedy z ekipą stanął przed opisywaną restauracją, właściciel nie chciał z nimi rozmawiać i wyrzucił ekipę za drzwi. Potem interweniowała policja - jak relacjonował Giesel - i nawet na jakiś czas zatrzymała całą ekipę, rekwirując kamerę i materiał filmowy. - Sytuacja była nieprzyjemna - przyznaje dziennikarz. Natomiast greckim mediom właściciel restauracji opowiedział swoją wersję historii z amerykańskim turystą. - Było ich dziewięcioro i zamówili cztery kilogramy ośmiorniczek. Towar był świeżutki i kosztował 100 euro za kilogram. Nasza restauracja jest najlepsza w całej okolicy i oferuje rzeczy najwyższej jakości - tłumaczył Grek. Wszystko jest w porządku Ponieważ historia wygórowanego rachunku nabrała rozgłosu, lokal sprawdzili także kontrolerzy podatkowi, lecz nie stwierdzili żadnych uchybień. "Ceny faktycznie są wysokie, ale wszystkie stoją czarno na białym w karcie". Perypetie amerykańskich turystów na Mykonos nie były jednak odosobnionym przypadkiem. Także inni turyści dziwią się zawrotnym cenom na wyspie: T-shirt za 250 euro, fajka wodna i dwa napoje za 300 euro. Za wejście na koncert greckiego piosenkarza, Antonisa Remosa, w plażowym barze goście płacili w ubiegłym tygodniu 1500 euro od osoby i to bez konsumpcji. Takie ceny nie są żadnym łamaniem przepisów, jeżeli są jasno podane. Tylko ten, kto czyta karty dań i koktajli przed złożeniem zamówienia, może uniknąć przykrych niespodzianek. dpa/ma Redakcja Polska "Deutsche Welle"