Objazd dziennikarzy po Fukushimie jest zaplanowany co do minuty. Dziesięciu, w większości zagranicznych dziennikarzy, najpierw trafia do centrum upraw rolniczych na plantacje truskawek, gdzie mogą skosztować słodkich owoców. Następnym punktem programu jest instytut rybołówstwa. Tam mogą przyjrzeć się, jak trzech pracowników sieka ryby, by potem tę masę zbadać pod względem radioaktywności. Toyhiko Hirata jest tu dyrektorem działu pomiarów. Dyrekcja instytutu wyznaczyła sobie dwa razy surowsze kryteria niż japoński rząd - wyjaśnia. - Badane ryby nie wykazują żadnego skażenia radioaktywnością - podkreśla Hirata. Pomimo tego rybacy w Fukushimie wciąż mają ogromne problemy ze zbytem swoich połowów, ponieważ Japończycy są bardzo sceptyczni wobec ryb i innych produktów pochodzących z tego regionu. - W roku 2011 łowiliśmy 2400 ton ryb rocznie. Obecnie łowimy tylko 13 proc. tej ilości - podkreśla manager. Co prawda rolnicy otrzymują finansową rekompensatę za utrudniony zbyt swoich produktów, ale tak naprawdę wszyscy pragną tylko jednego: żeby wszystko było tak jak przed 11 marca 2011, kiedy nastąpiła awaria elektrowni atomowej. Rybacy boją się skażonej wody Instytut rybołówstwa i spółdzielnia rybacka boją się, że radioaktywna woda gruntowa i woda, która służyła do chłodzenia reaktorów, już wkrótce mogłyby zostać odprowadzone do morza. Wtedy wszystkie plotki i kolportowane historie znów dostałyby pożywkę - podkreśla Hirata. Po terenie elektrowni atomowej w Fukushimie można poruszać się właściwie wszędzie bez odzieży ochronnej - twierdzi Tepco, operator tego obiektu. Nawet jeżeli przyniesione z zewnątrz liczniki Geigera od czasu do czasu zaterkoczą, nie ma ponoć powodów do obaw. Tutaj składuje się już tylko około tysiąca cystern ze skażoną wodą. Woda, która służyła do chłodzenia reaktorów, zawiera już tylko tryt - tak operator elektrowni zapewniał latami, ale tymczasem wiadomo, że to nieprawda. Rzecznik prasowy Tepco nie ma problemu z tym, żeby to potwierdzić. - W 80 proc. cystern znajdują się jeszcze inne substancje, które do tej pory nie zostały odfiltrowane - przyznał. "Musieliśmy się bardzo spieszyć" Te substancje to np. promieniotwórczy izotop strontu 90Sr, którego połowiczny czas rozpadu wynosi prawie 30 lat i który jest substancją rakotwórczą, jeżeli dostanie się do organizmu np. z produktami spożywczymi. Na pytanie, dlaczego do tej pory nie odfiltrowano tych składników, pada lapidarna odpowiedź: "bardzo się wtedy spieszyliśmy". Faktycznie woda była w wysokim stopniu skażona radioaktywnie i trzeba ją było szybko usuwać, żeby nie zagrażała pracującym na terenie elektrowni ludziom. Wiele wskazuje na to, że także metoda filtrowania nie zadziałała tak jak się spodziewano. Tyle, że problem ten wciąż dalej narasta, bo dzień w dzień dochodzi nowa skażona woda z urządzeń chłodniczych, a Tepco nie nadąża z filtrowaniem. Czekać 100 lat albo droga technologia z USA Shaun Burnie od wielu lat jest ekspertem Greenpeace ds. radioaktywności. Jego zdaniem tylko jedna opcja jest realistyczna: jedynym wyjściem, aby pozbyć się zagrożenia dla środowiska i zdrowia ludzi jest przechowywanie tej wody przez następne 100-125 lat w większych cysternach. Do tego potrzeba byłoby jednak więcej miejsca na terenie elektrowni. Wszelkie inne możliwości, jak np. odparowanie wody, odprowadzenie jej do oceanu albo wstrzyknięcie w głąb ziemi są zdaniem eksperta Greenpeace także niebezpieczne, nawet jeżeli woda zawierałaby tylko sam tryt. Problemem tym należało zająć się już wcześniej - podkreśla Burnie, wskazując na technologię amerykańskiego ministerstwa energii z roku 2014. Japoński rząd ani Tepco nie chciały jednak wyasygnować na to pieniędzy, bo chodziło o sumę 150 mld euro. I oczywiście o wiele taniej jest po prostu wodę odprowadzić do morza - zaznacza ekspert Greenpeace. Jak przyszłość? Wśród naukowców nie ma zgodności co do tego, jak niebezpieczne byłoby odprowadzenie do oceanu wody zawierającej nawet tylko tryt. Naukowcy z renomowanego instytutu im. Thünena w Brunszwiku twierdzą, że tryt jest szybko wydalany z ludzkiego organizmu, ale o długofalowym działaniu i ewentualnej szkodliwości do tej pory niewiele wiadomo. Ekspert Greenpeace krytykuje, że do tej pory kwestia skażonej wody wciąż jeszcze jest nierozwiązana. Podkreśla przy tym, że od czasu katastrofy wydarzyło się też dużo dobrego, nawet w samym Tepco. Jego zdaniem w japońskim koncernie toczy się walka o władzę między starą gwardią i młodymi menadżerami ws. przyszłości energetyki odnawialnej. Nie wiadomo, kto wygra tę batalię, ale faktycznie w następnych latach jest szansa na całkowitą zmianę japońskiej polityki energetycznej. Jednym z tych, którzy przekonani są, że firmę uratować może mix energetyczny jest Takahiro Kimoto, menedżer ryzyka w koncernie. Żegnając grupę dziennikarzy, podkreśla, że Tepco musi jeszcze dopracować swoje umiejętności komunikacji. - Robimy postępy w odzyskiwaniu zaufania, ale nie udało nam się go jeszcze całkowicie przywrócić. ARD Fukushima /ma Redakcja Polska "Deutsche Welle"