Thomas Schmidt stwierdza na początku artykułu w "Die Welt", że znów każdy organizuje oddzielne obchody. I niewielu wypowiada na głos to, co prawdopodobnie myśli". A chodzi o to, że cała "kultura upamiętniania" niczego nie wnosi - podkreśla autor artykułu. "Upamiętnianie wojen, katastrof i ludobójstwa jako rytuał najwidoczniej nie do uniknięcia, nic nie wnosi do prawdziwej kultury pamięci i nie zapobiegnie też złym czynom i nie utrudni ich popełniania. Nie przywróci też życia ofiarom. A poza tym nie ma żadnego pomostu, który można by zarzucić między pamięcią o przeszłości a teraźniejszością" - uważa Schmidt i zauważa, że słabości kultury pamięci dają się rozpoznać też w przygotowaniach do mających się odbyć za kilka tygodni obchodów 75. rocznicy zakończenia II wojny światowej. "Zamęt wokół obchodów" Komentator zwraca uwagę na "zamęt" wokół sposobu, w jaki zamierza się upamiętnić to wydarzenie. Przypomina też, że kiedy konflikt Wschód-Zachód wydawał się być zażegnany, zakończenie II wojny światowej upamiętnili zwycięzcy i nawet pokonani, czyli Niemcy. To miał być sygnał, że uporano się "z tym rozdziałem historii, pełnym niepowetowanych strat i barbarzyńskich zdarzeń" - pisze autor. Ale to była w jego opinii "fikcja", gdyż pominięto przy tych obchodach wydarzenia związane z II wojną światową w regionie Azji i Pacyfiku. Także dzisiaj, zaznacza Schmidt, "wspólna europejska pamięć" wydaje się być "fikcją". Obchody rocznicy tego samego wydarzenia znów będą obchodzone oddzielnie. Autor pisze, że Rosja zamierza 9 maja uczcić zwycięstwo nad nazistowskimi Niemcami organizując paradę wojskową, na którą przybędzie "kilku dyktatorów i błądzący jak świetlik czeski prezydent Milosz Zeman. Inni pozostaną w domu". Autor zauważa, że jedynie "sprytna Angela Merkel" złoży dzień później wieniec w stołecznej Moskwie oddając hołd 27 milionom ludzi, którzy polegli w II wojnie światowej. "Polacy idą krok dalej" - pisze Thomas Schmidt o obchodach 8 maja w Gdańsku na Westerplatte, na które "chcą pozyskać jak największą liczbę szefów państw i rządów". Autor przypomina, że Moskwa skrytykowała zamiary Polaków argumentując, że Westerplatte symbolizuje początek wojny, a nie jej zakończenie. Ponadto "na początku maja należy upamiętnić koniec wojny i upadek faszyzmu" - twierdzi Kreml. "Nowy, trwający dziesięciolecia rozdział niewoli Polski" Schmidt zauważa, że pomysł na obchody rocznicy w Gdańsku pokazuje "przebiegłość prezydenta Polski Bolesława Komorowskiego". Dla Putina, pisze autor, liczy się koniec wojny, kiedy Rosja rozrosła się terytorialnie, a zbrodnie popełnione przez sowietów przeszły do historii. I to jest, zaznacza, spojrzenie na 8 i 9 maja z punktu widzenia imperialnego interesu. "Dla Polaków natomiast II wojna światowa to nie tylko klęska nazistów. W 1945 roku rozpoczął się dla Polski za sprawą Związku Radzieckiego nowy, trwający dziesięciolecia rozdział niewoli. Zajęcie Polski przez Wehrmacht jest niepodzielnie związane z paktem Hitler-Stalin, który zdegradował Polskę do obiektu przetargowego dwóch wielkich mocarstw. Uroczystości na Westerplatte przypomną, że Polska od pierwszego dnia była ofiarą II wojny światowej uwięzioną między dwoma potęgami zła, między Niemcami a Rosją" - pisze Thomas Schmidt. I chociaż nie wiadomo, czy na uroczystości w Polsce przyjedzie Angela Merkel, to jednak, jak pisze autor artykułu w "Die Welt" "byłoby dobrym sygnałem", gdyby na Westerplatte odbyło się "otwarte spotkanie" bez antyrosyjskich akcentów, "świadomie i powściągliwie przywołujące pamięć o okropnościach II wojny światowej w Europie". A także o "tragediach" nie tylko wojennych, ale i "sojuszu narodowego socjalizmu i komunizmu" - pisze Schmidt. "Historia II wojny światowej" - konstatuje autor artykułu - "nie pozwala na doniosłe upamiętnianie. Składa się na nią zbyt wiele straszliwych wydarzeń. Nawet, jeśli na końcu zło poniosło klęskę, to nie było w tej wojnie krztyny niczego dobrego. Czy da się odczuć w Gdańsku?". Opr: Barbara Cöllen, Redakcja Polska Deutsche Welle