"Naciski Brukseli, aby rozdzielić uchodźców na wszystkie kraje, są niesprawiedliwe i przeciwskuteczne wobec biedniejszych mieszkańców Europy Wschodniej oraz stosowaniem podwójnych standardów. Te kraje po prostu potrzebują więcej czasu" - pisze Dirk Schuemer w "Die Welt". Niemiecki dziennikarz na wstępie naświetla sytuację. Pisze, że "Europejczycy ze Wschodu są obecnie nielubiani w UE" i "można by pomyśleć, że systematycznie zakłócają polityczny konsensus Brukseli i dzielą Unię". Powodem tego jest odmowa przyjmowania uchodźców, a ponadto "głośne domaganie się uszczelnienia europejskich granic zewnętrznych, aby zakończyć masowy exodus przez Morze Śródziemne". Powodów do niezadowolenia Brukseli dostarcza też "podjęta przez prawicowe partie rządzące Fidesz Orbana i PiS Kaczyńskiego przebudowa państwa prawa - zauważa autor komentarza i pyta: Czy to wszystko da się pogodzić z europejskimi wartościami?"Najwyraźniej tak, gdyż jak długo unijne postępowanie ws. naruszenia przepisów UE przez Polskę, Węgry i inne krnąbrne państwa jak Słowacja nie przyniosą sukcesów, nowi unijni członkowie pozostaną pełnoprawnymi Europejczykami, którzy inaczej rozkładają polityczne akcenty niż w Brukseli, Paryżu czy w Berlinie - kładąc nacisk na to, co narodowe, autorytarne i krytyczne wobec migracji". Różnice w UE w postrzeganiu zobowiązań Niemiecki dziennikarz uważa, że zachowanie mieszkańców Europy wschodniej jest uzasadnione. "Czy można biednym społeczeństwom UE jak Węgry oferować podobne standardy socjalne jak Luksemburczykom czy Szwedom? Jak rumuński polityk ma przekonać obywateli, że w jakiejś wiosce mają być rozlokowani Irańczycy, Afgańczycy czy Nigeryjczycy, jeśli mieszkańcy tej wioski w większości wyjeżdżają pracować za granicę, aby uniknąć nędzy?" I imigranci nie zostają tam. Opuszczają biedne kraje unijne, które poza wyżywieniem i zakwaterowaniem nie mogą im zaoferować zasiłku socjalnego czytamy w "Die Welt". Osobliwe wydaje się autorowi artykułu w berlińskiej opiniotwórczej gazecie, że UE kategorycznie sprzeciwia się krytycznym zachowaniom unijnych państw, jeśli chodzi o uchodźców. "Jednakże miliony migrantów kroczy dokładnie tą ścieżką i świadomie wyszukuje sobie kraj docelowy, aby zrealizować marzenia". Autor artykułu w "Die Welt" wskazuje na różnicę w odbiorze przez kraje członkowskie zobowiązań wobec UE. Jedni mówią o ogromnym wsparciu z budżetu UE i oczekiwaniach solidarności ws. uchodźców, podczas gdy Europejczycy na Wschodzie skupiają się na narodzie i na granicach. "To ma też historyczne powody, przecież cierpieli oni przez całe dziesięciolecia pod jarzmem transnarodowej ideologii - sowieckiego komunizmu - i opierali się ingerowaniu centralnych biur zaprzyjaźnionych partii raczej ucieczką w narodowe tradycje". Dlatego, w opinii Dirka Schuemera, "Unia musi uważać, żeby nie zachowywać się podobnie arogancko wobec małych państw członkowskich na Wschodzie, jak ongiś Pakt Warszawski". Podwójne standardy? "Die Welt" cytuje bułgarskiego politologa Iwana Krastewa, który w niedawno opublikowanym w Niemczech eseju zwrócił uwagę na "zaniedbaną historię". Krastew uważa, że wielu przegranych ludzi w procesie transformacji widzi się jako "zagrożona większość", która została przez skorumpowanych polityków, zdemoralizowane państwo socjalne i przez młodzież, która wyemigrowała z kraju pozostawiona sama sobie. "Okazuje ona w tej własnej nędzy mało empatii dla zagrożonych mniejszości na drugim krańcu świata". Autor artykułu podaje też inne przyczyny postawy Polski. "Polska słusznie uważa się za ofiarę II wojny światowej", która temu niewinnemu państwu przyniosła nie tylko miliony ofiar i zniszczenia, lecz także skazała na cztery dekady sowieckiej dyktatury. Pieniądze, które UE teraz przelewa, są dla wielu Polaków co najwyżej późnym i niepełnym zadośćuczynieniem, a nie jałmużną z brukselskiej kasy dla biednych" - czytamy w "Die Welt". I w tym miejscu autor artykułu stawia kolejne pytanie: Czy UE jednak nie stosuje podwójnych standardów? W odpowiedzi Dirk Schuemer przytacza przykład Hiszpanii i Francji, które zabezpieczają swoje granice nie wpuszczając migrantów do kraju. "Widocznie wolno politykom z Zachodu otwarcie robić to, co jest zabronione pod groźbą kary pariasom z dzikiego Wschodu. I tak w Brukseli właśnie zadomawia się też zły odruch: Na mądrym Zachodzie rozdaje się oceny, a na krnąbrnym Wschodzie nagany. Na Zachodzie żyją cywilizowani, wzorcowi Europejczycy, a na Wschodzie prymitywni biedacy" - czytamy w "Die Welt". W opinii Schuemera, "każdy powierzchowny Europejczyk oceniając to z punktu widzenia historii zdałby sobie sprawę z tego, jak złe jest takie podejście, jak wreszcie kolonizatorskie". Demokratyczne podstawy i deficyty Autor artykułu zastanawia się też nad "demokratycznymi podstawami działań" czołowych brukselskich polityków i podając chwytliwe przykłady - Jean-Claude Juncker ("odwołany premier Luksemburga"), Frans Timermanns ( "jego socjaldemokraci zostali w Holandii sproszkowani") i Donald Tusk ("polski rząd wycofał poparcie dla niego") - stwierdza, że "w porównaniu z tymi oderwanymi od bazy eurokratami rządzące partie Polski i Węgier, które dysponują absolutną większością, są na wskroś demokratyczne, niezależnie od tego, czy nam podoba się ich polityka czy nie podoba". Ostro rozprawia się autor artykułu także z deficytami demokracji w UE i w Niemczech. "Żadnemu komisarzowi w Brukseli nie przyjdzie do głowy skrytykowanie obsadzenia Trybunału Konstytucyjnego przez polityków, czy wpływów polityki partyjnej na media publiczne takie jak ARD czy ZDF". Schuemer pisze, że "w końcu zahamowane przez prezydenta wodzenie na pasku Sądu Najwyższego", ściągnęło na Polskę frontalną krytykę, pomimo, że wiele tysięcy obywateli wyszło na ulice, żeby protestować za państwem prawa i Europą. "Nie tylko ci ludzie pokazują nam, że mieszkańców wschodniej Europy można różnie nazwać, ale nie barbarzyńcami i zasłużyli ono sobie na takie samo zrozumienie i na czas, czyli na to, co przed 1989 r. zaoferowano państwom zachodnioeuropejskim" - czytamy w "Die Welt". Artykuł kończy się zdaniem: "Dopiero za kilka lat okaże się, czy ludzie na Wschodzie wciąż są w ogonie, czy też w niektórych obszarach nas wyprzedzili". Opr. Barbara Cöllen/Redakcja Polska Deutsche Welle Niniejszy artykuł prezentuje opinie wyrażone na łamach niemieckiej prasy i niekoniecznie odzwierciedla stanowisko redaktora Sekcji Polskiej Deutsche Welle.