"Polska zawsze potrafi zaskoczyć. Największa niespodzianka tego lata: jeszcze kilka dni temu można było mówić o Polsce jako o 'obozie Kaczyńskiego'. Nagle to się skończyło. Wczorajszy monolit pokazuje głębokie rysy; imponująca dotąd 'wertykalna władzy', jakby powiedziano w Rosji, niemal przez noc się rozgałęziła albo wręcz podzieliła na dwie części" - pisze dziennik "Die Welt" w obszernym artykule Gerharda Gnaucka pt. "Kraj wolności". Co się dzieje na naszych oczach? "Co się stało? Co się dzieje na naszych oczach?" - zastanawia się Gnauck. I tłumaczy, że dawny podział na (post)komunistów i niekomunistów, który ukształtował krajobraz polityczny Polski po 1989 r., w 2015 r. przestał istnieć - "ostatecznie abdykował". Wydarzenia przypomniały, że silne korzenie "Solidarności" już wcześnie rozgałęziły się na odłam liberalny i narodowo-konserwatywny. Tyle, że po ostatnich wyborach do Sejmu punkty ciężkości się zmieniły. Wszelkie lewicowe siły poniosły wyborczą porażkę, co zostało to "obóz Kaczyńskiego" lub "obóz PiS", właściwie prawicowy, ale prowadzący wspaniałomyślną politykę społeczną, którą ogólnie określa się jako lewicową. Mania wielkości albo panika Teraz także obóz Kaczyńskiego się podzielił, "jakby uderzył piorun: po jednej stronie prezydent Andrzej Duda, co najmniej dwóch ministrów i szereg prawicowych publicystów - najwyraźniej życzliwie obserwowanych przez władze Kościoła katolickiego; po drugiej stronie szef PiS Jarosław Kaczyński i większość rządu". Jak wyjaśnia publicysta "Die Welt", chodziło wprawdzie o projekty ustaw o zmianach w sądownictwie zawetowane przez Dudę, ale 45-letni prezydent, niezmiennie najbardziej popularny polityk w kraju, "w spektakularny sposób odmówił posłuszeństwa 'nadojcu prawicy' - Kaczyńskiemu". "Nic już nie będzie tak, jak było w obozie Kaczyńskiego" - konstatuje Gnauck. "Groźby ze strony polityków PiS, że nie wesprą ponownego wyboru Dudy w 2020 r., świadczą o braku umiaru, manii wielkości albo o panice" i - słowami cytowanego przez Gnaucka Bronisława Wildsteina - "są początkiem samobójstwa polskiej prawicy". Zbrodnie komunistycznej dyktatury "Czy znaczy to, że groźba powstania państwa autorytarnego minęła? I co skłoniło prezydenta Dudę, który dotąd uchodził za notariusza Kaczyńskiego, do rzucenia rękawicy?" - pyta niemiecki publicysta. Przypomina, że podejmując swoją decyzję o wecie, Duda powołał się na Zofię Romaszewską, która ostrzegała przed powrotem do dyktatury, państwa, w którym prokurator generalny może wywierać wpływ na wszystko. Prezydent przestrzegał też przed podziałem państwa i społeczeństwa, do którego mogłyby doprowadzić zmiany w sądownictwie, konkretnie przestrzegał przed "państwem ucisku, którego muszą się bać obywatele" - wyjaśnia Gnauck. "Przede wszystkim jednak Polska potrzebuje spokoju i pokoju obywatelskiego a nie 'wojny politycznej'. Wygląda to wprawdzie na zdrowy rozsądek, na ponadpartyjną świadomość społeczną, ale jasnym opowiedzeniem się za trójpodziałem władzy, za niezawisłością sędziów, to nie jest" - pisze. Ale żeby naprawdę zrozumieć Polskę - uważa publicysta "Die Welt" - trzeba sięgnąć w lata po przełomie 1989, w których nie zdołano przywrócić obywatelom poczucia sprawiedliwości. W daleko idącym rozumieniu. Z jednej strony chodzi o konieczne, istotne reformy sądownictwa, "bo zgubny jest nie tylko (grożący w przyszłości) strach przed sądami i pozostawiane dotąd przez nie wrażenie niesprawiedliwości", ale też błąd popełniony w Polsce w latach po przełomie 1989 - nierozliczenie się ze zbrodniami komunistycznej dyktatury. Na braku godziwego rozrachunku, niepociągnięcia do odpowiedzialności wysoko postawionych zleceniodawców tych zbrodni powstało zresztą PiS: "Prawo i Sprawiedliwość" - przypomina Gnauck znaczenie nazwy partii i wylicza tylko najbardziej znane czyny zbrodniczego reżimu komunistycznego, zaledwie "wierzchołek góry lodowej": zamordowanie księdza Popiełuszki, zabójcze strzały skierowane na strajkujących górników, zatłuczenie warszawskiego maturzysty Grzegorza Przemyka. Zbyt aksamitna rewolucja? Być może polska pokojowa rewolucja 1989 była zbyt aksamitna? - dywaguje "Die Welt". Może musiała taką być, bo była pierwszą w bloku wschodnim i dlatego stała się maratonem negocjacyjnym: "później, w nowym systemie można się było lepiej zająć starymi zbrodniami. Wystarczająco często polska prawica wskazywała na rozliczanie się z bezprawiem NRD i nazwisko Joachima Gaucka jako na świetlany przykład" - pisze niemiecki publicysta. "Spór o rozliczenie się z dyktaturą stał się jedną z najważniejszych przyczyn konfliktów w nowej Polsce" - konstatuje Gerhard Gnauck. Jak wyjaśnia, później przytłumiły go zarzuty stawiane sądom, "pracującym nieefektywnie, niekontrolowanym, hermetycznym kastom, głuchym na potrzeby zwykłego człowieka". "Także prezydent Duda je zna" - uważa autor artykułu i potwierdza, że również wielu ekspertów oraz liberalna opozycja przyznają, że wymiar sprawiedliwości w Polsce wymaga zreformowania. "Teraz będzie chodziło o to, by uczynić je rzeczywiście bardziej efektywnymi i pracującymi szybciej, a nie o to, by w pierwszym rzędzie można było je 'lepiej kontrolować'". "W jakim stopniu podziela to prezydent?" - pisze "Die Welt". Dowiemy się, gdy Duda przedstawi własne projekty ustaw, "dopiero wówczas się okaże, czy będzie to ulepszona wersja koncepcji PiS, czy wniesie akcenty umacniające państwo prawa. (...) Presję wzmaga miesięczny termin wyznaczony Polsce przez KE, ale decydujące będą wewnątrzpolityczne, wewnątrzpolskie argumenty, które wyznaczą dalszy tok spraw". Gorąca polska jesień "Jesień będzie gorąca" - prorokuje Gnauck, "bo PiS musi obrobić jeszcze jedno pole, prywatne media". "Kaczyński zapowiedział w tych dniach 'dekoncentrację', czytaj: zamach na rzekome medialne kartele. Przede wszystkim ma na oku zagranicznych właścicieli gazet i stacji telewizyjnych. Jeżeli chce wymierzyć cios tym, w których naprawdę chce uderzyć, będzie musiał przygotować projekt ustawy rzeczywiście na miarę". "Jeżeli chciałoby się wyciągnąć tymczasowy bilans ostatnich tygodni, mógłby on tak wyglądać: obóz PiS został przygaszony i utracił swoją spójność i dyscyplinę. Realistyczna wydaje się reorganizacja krajobrazu politycznego, choćby poprzez powstanie "partii prezydenckiej" - pisze "Die Welt" i reasumuje: "Przede wszystkim jednak krytyczni obywatele i nawet niektórzy parlamentarzyści PiS pokazali, że odmienne zdanie jest czymś dobrym i nawet może odnieść skutek. I tak Polska jeszcze raz sprostała wymaganiom, jakie stawia przed nią jej reputacja 'europejskiego kraju wolności'. Późno, ale nie za późno". Opr. Elżbieta Stasik/Redakcja Polska Deutsche Welle