Niemiecki dziennik pisze we wtorek (8 sierpnia) o polskich reakcjach na toczącą się w Niemczech dyskusję na temat możliwego zatrzymania budowy Nord Stream 2 w ramach sankcji wobec Rosji za otrucie krytyka Kremla Aleksieja Nawalnego. Gazeta przypomina, że polscy politycy od samego początku i ponad partyjnymi podziałami ostro krytykują niemiecko-rosyjski gazociąg pod Morzem Bałtyckim, popadając niekiedy w skrajność. Cytuje w tym kontekście wypowiedź byłego ministra obrony, potem szefa MSZ Radosława Sikorskiego z 2006 roku, porównującą gazociąg do paktu Ribbentrop-Mołotow. Cel bliski, jak nigdy "Nikt w UE nie krytykuje niemiecko-rosyjskiego gazociągu głośniej i bardziej konsekwentnie, niż Polacy, i to już od początku budowy pierwszej rury w 2005 roku. Polscy politycy obawiają się, że Nord Stream 2 może bardziej uzależnić Europę od rosyjskiego gazu. Przez ominięcie Polski Putin może wykorzystać surowiec jako środek politycznej presji" - tłumaczy warszawski korespondent gazety Philipp Fritz. Dodaje, że Warszawa jak dotąd bezskutecznie protestowała przeciwko gazociągowi nawet po tym, jak rząd PiS zyskał w tej sprawie potężnego partnera w osobie prezydenta USA Donalda Trumpa, który żąda wstrzymania budowy i grozi sankcjami. "Teraz jednak nastroje mogą zmienić się na korzyść Polski. Warszawa jeszcze nigdy nie była tak blisko zatrzymania budowy, jak dziś" - pisze "Die Welt". "Po otruciu rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego niemieccy politycy nadzwyczaj wyraźnie żądają wycofania się ze wspólnego niemiecko-rosyjskiego projektu albo przynajmniej wstrzymana budowy gazociągu" - dodaje gazeta, podkreślając, że nawet kanclerz Angela Merkel nie wyklucza już, iż Nord Stream 2 będzie dotknięty sankcjami wobec Rosji. Szanse dla konkurencyjnego projektu Jak ocenia dziennik, "w Warszawie radość byłaby wielka", ale miałaby jeszcze jeden powód, oprócz wzmocnienia europejskiego bezpieczeństwa energetycznego i osłabienia rosyjskich możliwości szantażu. "Polska buduje własny gazociąg, konkurencyjny wobec rur Nord Stream. Także dlatego Polska byłaby w lepszej sytuacji, jeśli niemiecko-rosyjski gazociąg nie zostałby uruchomiony. Kraj ten mógłby stać się czymś w rodzaju hubu energetycznego Europy Środkowej i Wschodniej" - pisze "Die Welt". Wyjaśnia, że polsko-duński projekt Baltic Pipe ma zapewnić Polsce bezpośrednie dostawy norweskiego gazu i w ten sposób uniezależnić ją od surowca z Rosji, jak również uczynić Polskę "znaczącym graczem" na europejskim ryku energii. "Jeśli Nord Stream 2, którego rury przecinałyby się z polskim projektem, zostanie pogrzebany, Warszawa byłaby o krok bliżej od zrealizowania swoich ambicji" - ocenia Philipp Fritz. Sprzeczne z logiką sankcji Jak pisze, gazociąg Nord Stream jest "stałym tematem" w stosunkach polsko-niemieckich, a jego znaczenie nawet wzrosło na przestrzeni lat. Cytowana przez gazetę ekspertka Ośrodka Studiów Wschodniach Agata Łoskot-Strachota podkreśla, że niezrozumiałe dla polskiego rządu było zwłaszcza rozpoczęcie budowy drugiego rurociągu pod Bałtykiem w 2015 roku, niedługo po aneksji Krymu przez Rosję. "Moment był szczególnie zły, sprzeczny z logiką sankcji wobec Moskwy" - wskazuje ekspertka. "W Warszawie są teraz duże nadzieje, że Berlin obierze inny kurs i, że to, co z polskiej perspektywy było błędem, zostanie skorygowane. Przy czym chodzi tu o bezpieczeństwo energetyczne całego regionu, ale też o sukces polskiego konkurencyjnego projektu" - konkluduje niemiecki dziennik.