"Pomimo najświeższych protestów wobec reformy wymiaru sprawiedliwości partia rządząca PiS wciąż zyskuje na poparciu. Co robi opozycja?" - zastanawia się publicysta Philipp Fritz w artykule "Menedżer opozycji" we wtorkowym wydaniu berlińskiego dziennika "Die Tageszeitung". Autor odwiedził w Warszawie szefa partii Nowoczesna Ryszarda Petru, który jak pisze "sprzeciwia się temu wszystkiemu", co od swojego zwycięstwa w październiku 2015 wprowadza partia rządząca PiS i co prowadzi do powstania "nowej Polski, «IV Rzeczpospolitej», jakiej życzy sobie przewodniczący PiS Jarosław Kaczyński". Publicysta przypomina, że powstałej wiosną 2015 r. partii Nowoczesna, stylizującej się na partię antypisowską, udało się w ciągu tylko pięciu miesięcy wejść do Sejmu. A poparcie dla niej stale rosło zbliżając ją w notowaniach coraz bardziej do najsilniejszej partii opozycyjnej, jaką jest obecnie Platforma Obywatelska. "Jednak w grudniu 2016 doszło do załamania w Nowoczesnej i odtąd rodzi się pytanie, jak powinien pracować demokratyczny opozycjonista w państwie, które staje się coraz bardziej autorytarne?" - zastanawia się Philipp Fritz. Petru - pragmatyk i ekspert Według niego euroentuzajsta Petru jest jednocześnie pragmatykiem, "który z myślą o swoich wyborcach musi znaleźć miejsce między odrzuceniem starych elit rządzących a populistycznym chaosem nowego pokolenia polityków". Jednak zapytany o główne postulaty swojej partii, szef Nowoczesnej zamiast odpowiedzi przedkłada program partyjny. "Petru chętniej kieruje niż dyskutuje nad zasadami" - stwierdza dziennik. Przypomina przy tym, że jest on "uznanym ekonomistą, który pracował dla Banku Światowego oraz był asystentem Leszka Balcerowicza, "legendarnego i kontrowersyjnego byłego ministra finansów, który doprowadził we wczesnych latach 90-tych do przejścia Polski z państwowego socjalizmu w modelowe państwo w duchu liberalizmu rynkowego". "Taz" pisze, że była to historia sukcesu, ale nie na całej linii, gdyż przy danych dot. wzrostu gospodarczego "chętnie zapomina się o wielu, głównie młodych ludziach, których zepchnięto na margines i którzy znaleźli się w źle płatnych strukturach zatrudnienia pozostając w nich do dzisiaj". I tym właśnie, zdaniem berlińskiego dziennika, można tłumaczyć rozczarowanie wielu wyborców również Ryszarda Petru poprzednią partią rządzącą PO. Autor artykułu stwierdza, że bliskość Petru z Balcerowiczem przyczyniła się do tego, że zyskał on "image kompetentnego eksperta gospodarczego, ale w opinii wielu także bezwzględnego reformatora". Pisze też dalej, że Petru uchodzi za osobę ambitną, która szybko myśli i mówi, i można go jak żadnego innego polityka zobaczyć głównie w prywatnej telewizji. Publicysta "taz" stwierdza, że nie bez znaczenia dla wizerunku szefa Nowoczesnej jest jego fryzura - starannie przycięte na jeża włosy, która czynią go młodzieńczym i bardziej przystępnym. A głęboki, monotonny głos zmusza słuchacza do wzmożonej uwagi, by zrozumieć przesłanie jego wypowiedzi. "Przysparza mu to przed kamerami respekt, ale rzadko sympatię" - stwierdza Philipp Fritz. Następnie informuje, że po wejściu do Sejmu Ryszard Petru stał się natychmiast twarzą opozycji, a jego partia licząca zaledwie 29 poselskich mandatów cieszyła się w ankietach niemalże takim samym poparciem, jak PO posiadająca 138 mandatów. "Każda partia popełnia błędy" «Każda partia popełnia błędy i ja też popełniłem» cytuje "taz" słowa szefa Nowoczesnej nawiązując do wydarzeń w Sejmie z grudnia ubiegłego roku, kiedy posłowie Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej oblegali w okresie świąt Bożego Narodzenia salę obrad protestując przeciwko zmianom organizacji pracy dziennikarzy w Sejmie oraz poprawkom do budżetu. Petru brał w tej akcji czynny udział, by w końcu udać się na urlop ze swoją partyjną koleżanką. "Wyglądało to tak, jakby przewodniczący pozostawił swoich ludzi samych sobie, aby spędzić ze swoją kochanką piękny czas na Maderze - pisze "taz". Doprowadziło to do głębokiego spadku popularności, "co wykorzystało z rozkoszą PiS". Konkurent Tusk "Kilka miesięcy później po przewodnictwo opozycji sięgnął szef Rady Europejskiej Donald Tusk" - stwierdza dziennik, przypominając wizytę byłego premiera w kwietniu br. w Warszawie, by zeznawać jako świadek w prokuraturze. "Przebywając większość czasu w Brukseli i będąc w pewnym sensie ponad politycznym szaleństwem Warszawy, mógł on zebrać siły i ponownie zyskać na poparciu" - wskazuje berliński dziennik opisując pokrótce entuzjastyczne powitanie Tuska na Dworcu Centralnym w Warszawie. Ryszard Petru komentuje to mówiąc, że jego partia Nowoczesna weszła do Sejmu, jako «świeża liberalna siła». W jego opinii uprzedni rząd oraz Tusk nie zostali ponownie wybrani, ponieważ uchodzili za staroświeckich, aroganckich oraz skorumpowanych. Tymczasem sam Petru i Nowoczesna opowiadają się za polityką przyjazną gospodarce i inwestycjom, za bezpieczeństwem prawnym oraz podobnie jak PO, za stałym miejscem Polski w UE. Niemała trudność "Petru i jego partia stoją przed dylematem" - stwierdza "taz", ponieważ "z jednej strony pragną zapoczątkować coś nowego, uprawiać bardziej nowoczesną i europejską politykę, niż ich konkurencja". Przy tym, jak pisze dalej dziennik, Petru zaliczając się do kasty międzynarodowej finansjery ma co prawda akceptację swoich gospodarczych kompetencji. "Ale są one jednocześnie powodem jego odtrącenia, kiedy występuje czy musi wystąpić wspólnie ze starymi elitami władzy, gdyż polityka ma to do siebie, że nie funkcjonuje bez sojuszników" - konstatuje publicysta Philipp Fritz. Jego zdaniem, Petru usiłuje zastosować nową strategię. Dowodem na to jest fakt, że podczas demonstracji przeciwko reformie sądownictwa kilka tygodni temu na wiecu zamiast Petru wystąpiła 34-letnia Kamila Gasiuk-Pihowicz. W opinii Philippa Fritza szef Nowoczesnej stał się skromniejszy. Na dowód cytuje jego słowa: «naszym celem jest zdobycie 15 a nie 30 procent głosów». Nadal jednak pozostaje twarzą opozycji, tyle, że nie posuwa się do przodu. Autor przypomina, że partia Jarosława Kaczyńskiego z czterdziestoprocentowym poparciem elektoratu wciąż prowadzi, pomimo autorytarnej polityki, pomimo reform, które ostro krytykuje sama UE. Brak wiary "Na początku 2016 r. Petru był tak pewny siebie, że nie mógł spokojnie usiedzieć" - przypomina autor. Tyle, że wtedy nie wiadomo było czy PiS ze swymi radykalnymi reformami zdoła się w ogóle utrzymać przez kadencję. Petru był optymistyczny, a obserwatorzy w Warszawie liczyli się z tym, że w nowym rządzie otrzyma przynajmniej jedną z ministerskich teczek. "Jednak do tego nie doszło, a zmiana władzy nastąpi, jeśli w ogóle, po następnych regularnych wyborach parlamentarnych w 2019 roku" - wskazuje Philipp Fritz. Jego zdaniem, na to właśnie czeka szef Nowoczesnej. "Kto przyjrzy się dokładniej, zauważy, że w jego suwerennym zachowaniu pojawił się nowy niuans. Wprawdzie w swoim biurze nadal pozuje wyprostowany między polską i europejską flagą, ale brakuje mu wiary" - stwierdza na koniec niemiecki publicysta. Opr. Alexandra Jarecka/Redakcja Polska Deutsche Welle