Była to jedna z osobliwszych interwencji niemieckich policjantów w tegoroczne święta. Dziewięcioletni chłopiec z Zetel we Fryzji w północnych Niemczech pierwszego dnia świąt zadzwonił na policję. Był bardzo niezadowolony z prezentów, jakie znalazł pod choinką. Jak zaznaczył rzecznik policji, relacjonując tę akcję prasie, funkcjonariusze pod wskazanym adresem zastali bardzo niezadowolonego chłopca. Przystąpili więc do czynności służbowych i wyjaśnili sytuację, porównując prezenty z listą życzeń, którą chłopiec napisał przed świętami. Stwierdzili duże rozbieżności, ale udało im się załagodzić konflikt. Banalne problemy Jak relacjonują policjanci, faktycznie wciąż dochodzi do sytuacji, że dzieci, ale przede wszystkim bardzo wielu rodziców dzwoni na policję w zupełnie bagatelnych sprawach. Kiedy jednak wybiorą numer "110" i dochodzi do połączenia z posterunkiem, policja ma obowiązek reagować nawet w najbłahszych sprawach. W Hamburgu niedawno pewna kobieta wezwała policję, ponieważ jej trzyletnie dziecko kłóciło się z innymi dzieckiem o rowerek. Do sporu maluchów doszło w przedszkolu w dzielnicy Winterhude. Dzieci krzyczały i drapały się, a matki nie były w stanie ich uspokoić. O incydencie donosiła lokalna prasa. Nierzadko zdarzało się, że policję wzywali rodzice, którzy nie radzili sobie z dziećmi bo te np. nie chciały iść spać. Rodzice helikoptery W Niemczech bestsellerem jest książka autorstwa dwóch dziennikarek "Spiegla" Leny Greiner i Caroli Padtberg, które zebrały relacje położnych, wychowawców, nauczycieli, trenerów sportowych, profesorów, adwokatów, lekarzy i samych dzieci o tak zwanych "rodzicach helikopterach", którzy bez ustanku trzymają pieczę nad swoimi dziećmi. Są to nie tylko nadopiekuńczy rodzice z ogromnymi ambicjami, ale także ludzie, którzy twierdzą, że mają prawo przy prywatnych problemach wezwać dwóch funkcjonariuszy, opłacanych z kieszeni podatników, którzy pomogą im rozwiązać prywatne problemy wychowawcze. dpa/ma Redakcja Polska "Deutsche Welle"