Ornitolodzy uspokajają, twierdząc, że prezydent Rosji nie ma z tym nic wspólnego. We wrześniu niemal wszyscy Rosjanie z zapartym tchem śledzili lot prezydenta na czele stada żurawi. Władimir Putin na lotni, w białym kombinezonie, z przyczepionym dziobem, poprowadził ptaki wychowane w niewoli podniebnym szlakiem ich dzikich przodków. Projekt "Lot nadziei" miał nauczyć żurawie lotów na dużych wysokościach i przemieszczania się w cieplejsze rejony Rosji. Z wyczynu prezydenta kpili wówczas blogerzy i dziennikarze. Jednak przeciętni Rosjanie byli dumni ze swojego przywódcy. Gdy po kilku tygodniach okazało się, że ptaki wychowane w niewoli nie odleciały na zimowiska, internauci uznali, że zawinił Putin. W obronie prezydenta stanęli ornitolodzy. Szef projektu "Lot nadziei" Aleksandr Sorokin stwierdził w rozmowie z agencją Interfax, że prezydent nie ma nic wspólnego z nieudanym eksperymentem. "To blogerskie żarty" - dodał Sorokin.