"Zainteresowanie 'niksen' gwałtownie wzrosło w ciągu ostatnich pięciu lat i stało się sensacją wydawniczą" - czytamy w artykule "The Guardian". "Niksen" to holenderski termin oznaczający nierobienie absolutnie niczego. I na tym właśnie polega owa koncepcja - na nie robieniu niczego, odłączeniu się, odpłynięciu myślami gdzieś daleko. O tej teorii napisano co najmniej kilka książek. Autorką jednej z nich jest Olga Mecking, urodzona w Polsce, mieszkająca w Holandii dziennikarka i pisarka. Jej wydaną w 2020 r. książkę przetłumaczono na kilkanaście języków, w tym na polski pt. "Niksen. Holenderska sztuka nierobienia niczego". "Niksen", czyli "zwolnij" "Niksen niczego od ciebie nie chce i nic nie wymaga. Niczego nie potrzebujesz i dosłownie możesz nic nie robić. (...) Po prostu zwolnij. Usiądź. Daj sobie prawo do niedziałania - przez jakiś czas" - czytamy w opisie książki. Dzieło Mecking jest swego rodzaju przewodnikiem po "niksen". "Zacznij niksenować już dziś! Zobaczysz, jak wiele zyskasz!" - zachęca wydawnictwo. - Definicja, której używam w książce, brzmi: nic nie robić, bez celu. Nie oglądanie filmów, nieprzewijanie mediów społecznościowych, nieczytanie e-maili. Zawsze mamy na myśli jakiś rezultat. (...) Chodzi więc o to, by odpuścić sobie wynik - wyjaśniała Mecking w rozmowie z "Guardianem". - Zauważyłam, że każda ścisła definicja sprawiałaby, że ludzie czuliby się winni. Tak wielu ludzi mówi mi, że czują się winni, ponieważ nie mogą odnieść sukcesu, nie robiąc nic - dodała autorka. Oporów ani wyrzutów sumienia związanych z "niksen" nie ma psycholożka Małgorzata Osowiecka-Szczygieł. - Ostatnio praktykuję niksen chyba codziennie - mówi. Nie potrzebuje wiele, wystarczy niedługa przerwa w pracy. - Po prostu patrzę za okno i błądzę myślami albo w domu, kiedy leżę wygodnie na łóżku i myślę o wszystkim i o niczym. To mi pomaga zwłaszcza w sytuacjach stresujących, z dużą presją i kiedy czuję się przeciążona - wyjaśnia. We współczesnym, przebodźcowanym świecie "niksen" może pomóc w poprawie naszego dobrostanu. - Warto jednak pamiętać, że takie zatrzymywanie się ma nam sprzyjać, a nie dodatkowo stresować - zauważa psycholożka. - Będą więc momenty, kiedy nie będziemy w stanie go praktykować, a zamiast tego wybierzemy inną aktywność czy spotkanie ze znajomymi. Nie możemy więc narzucać sobie odpoczynku, a raczej sprawdzać, czy taka jego forma nam sprzyja, w jakich momentach tak, a w jakich niekoniecznie. Są wśród nas także osoby, które z różnych przyczyn nie będą chciały dłużej praktykować tego holenderskiego pomysłu. Mogą to być np. osoby w różnego rodzaju kryzysach - dodaje. Niksen a przebodźcowanie Małgorzata Osowiecka-Szczygieł zauważa, że obecnie dostajemy tak dużo informacji, że niektórzy nie radzą sobie z ich filtrowaniem, są przeciążeni i zmęczeni. - Aparat poznawczy człowieka funkcjonuje na zasadzie "skąpca poznawczego": pozyskuje z otoczenia tylko te informacje, które mu służą, a inne pomija. Przeciążenie uwagowe prowadzi do wielu przykrych emocji, złości, nieadekwatnych reakcji, a czasami depresji - wyjaśnia. Każdy z nas potrzebuje jednak odpoczynku, także po to, by odpocząć emocjonalnie. - Poszukujemy różnych podpowiedzi, które nieco znormalizują ten odpoczynek: dla niektórych będzie to holenderskie "niksen", a więc pozytywne "nicnierobienie" dla innych duńskie "hygge", oznaczające ciepło, równowagę bezpieczeństwo. Po co nam normalizacja odpoczynku? - Zdarza się, że ludzie karzą się za odpoczynek czy bezczynność, kojarząc je ze stratami, słabością charakteru czy przegraną w wyścigu do sukcesu. Kiedy zauważają, że inni też tak robią, próbują to naśladować, traktować początkowo jako ciekawostkę, a potem, coraz częściej, coś bardzo swojego. A to samo w sobie jest pozytywne, sprzyja odnajdywaniu sensu - mówi Osowiecka-Szczygieł. Czytaj także: Miasto-eksperyment osadzone na parkingu. Byliśmy w holenderskim Almere Niksen może pomóc także osobom cierpiącym z powodu wypalenia zawodowego. - Z jednej strony odciążając ich system nerwowy czy zmniejszając pobudzenie fizjologiczne i emocjonalne, a z drugiej dając im jasną informację: odpoczynek jest przyjemny, nie trzeba nigdzie gonić, by czuć się dobrze i na właściwym miejscu - wyjaśnia psycholożka. Ekspertka zauważa, że wielu osobom "nicnierobienie" kojarzy się z nudzeniem albo marnowaniem czasu. - Nic bardziej mylnego: tego typu odpoczynek sprzyja naszej uwadze, pamięci i twórczości, dzięki błądzeniu myślami czy fantazjowaniu o niebieskich migdałach nasz umysł łączy ze sobą pozornie niepowiązane konteksty, wydarzenia i słowa, a potem wykorzystuje je twórczo, np. do rozwiązania jakiegoś zadania albo dylematu. Zdarza się, że praktykujący "nicnierobienie" ludzie właśnie dzięki niemu czują się lepiej i pełniej; mają wreszcie kontakt ze sobą i poświęcają czas tylko sobie - podsumowuje. Anna Nicz Chcesz porozmawiać z autorką? Napisz: anna.nicz@firma.interia.pl *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!