Podobnie z Rockym Twymanem, działaczem społecznym z Waszyngtonu, o którym pisze serwic BBC. Cena benzyny doskwierała mu na tyle, że postanowił zwrócić się w tej sprawie do - dosłownie - najwyższej instancji, do Boga. Rozpoczął więc modlitwy przy dystrybutorze paliwa. Po raz pierwszy pielgrzymka do lokalnej stacji Shella w Petworth ruszyła w kwietniu. Potem były kolejne miasta i kolejne dystrybutory. W ciągu kilku miesięcy Twyman zjeździł całe Stany Zjednoczone. - Byliśmy w Huntsville, w Alabamie. Kiedy skończyliśmy się modlić natychmiast przyszli właściciele stacji i zmienili ceny - opowiada przekonany o skuteczności własnej modlitwy działacz. - Niesamowity sukces odnieśliśmy też w Saint Louise - dodaje. Tydzień temu grupa modlitewna Twymana powróciła na miejsce swojego pierwszego spotkania, by świętować sukces. Działacz twierdzi bowiem, że spadek cen benzyny z około czterech dolarów za galon w kwietniu do około 3,80 obecnie, to wyłączna zasługa działalności jego grupy. Jego zdaniem to Bogu, a nie "niewidzialnej ręce rynku", należy dziękować za lekką ulgę dla portfela. AWT