- Postanowiłem wrócić do domu - stwierdził po wylądowaniu na lotnisku Szeremietiewo. Kiriłł Pomierancew wyjechał na wakacje do Indii w 1995 roku i został tam aby szukać duchowej równowagi. - Wstawiłem drzwi i żyłem w jaskini. Przyrządzałem pożywienie na ognisku, hodowałem kabaczki, ale kradły mi je małpy. Zbierałem również warzywa w lesie - zdradził. O swoim życiu w Indiach mówi jednak niewiele. Wiadomo tylko, że zajmował się medytacją. O jego pobycie nie wiedziała ani miejscowa policja ani władze. Nie miał też paszportu, a do kraju powrócił na podstawie wydanego przez konsulat zaświadczenia. Z powrotu syna cieszy się matka, która raz w roku odwiedzała go w Indiach. - Długo się martwiłam i płakałam, ale potem zrozumiałam, że jemu jest tam dobrze. Znalazł spokój duchowy - tłumaczy kobieta. O tym co zamierza robić w Rosji po 15 latach życia w jaskini Pomierancew nie chciał rozmawiać.