Oczywiście Clintona nikt nie zapraszał. Przyjęcie weselne odbywało się w pobliżu pół golfowych. Były prezydent - zapalony golfista - odpoczywał tam po wygłoszeniu wykładu dla lokalnych biznesmenów. Gdy usłyszał odgłosy przyjęcia, postanowił zrobić sobie przerwę w grze. - To był po prostu wspaniały dzień, a raczej wspaniałe zakończenie dnia. Jego wizyta była jak lukier na ciastku - mówiła potem zachwycona matka panny młodej. Zdaniem pana młodego, ochroniarze prezydenta wyglądali na nieco zdenerwowanych całą tą sytuacją, ale w końcu doszli do wniosku, że goście weselni nie są zagrożeniem. Clinton dowcipkował, chętnie pozował do wspólnych zdjęć, a na koniec złożył autograf w menu przyjęcia.