Przekleństwa może wyłapać czujne ucho strażników miejskich lub policjantów, co nie znaczy jednak, że czeka nas kara za każde niecenzuralne słowo w miejscu publicznym. Co innego potknąć się na chodniku i zakląć sobie pod nosem, a co innego zwyzywać sąsiada, policjanta lub przeklinać na przykład obok bawiących się dzieci. Mandat czy pouczenie? Wyciąganie konsekwencji wobec osób posługujących się słowami wulgarnymi umożliwia artykuł 141 kodeksu wykroczeń. Mówi on, że "umieszczanie nieprzyzwoitych ogłoszeń, napisów, rysunków albo używanie nieprzyzwoitych słów w miejscu publicznym podlega karze ograniczenia wolności, grzywny lub nagany. Ukarać może nas policjant albo strażnik miejski. W przypadku przekleństw nie obowiązuje żaden oficjalny taryfikator. Za wulgarną wiązankę, która nasycona jest wyjątkowo dużą ilością "pikantnego" słownictwa, można zapłacić od 20 do nawet 500 złotych. Jeśli odmówimy przyjęcia mandatu, wniosek o ukaranie nas kierowany jest do sądu. Jeśli przyjmiemy mandat, ale go nie zapłacimy, możemy spodziewać się wizyty komornika. Pieniądze z mandatów (tylko kredytowych, gotówkowe można bowiem wystawić jedynie obcokrajowcom albo osobom bez stałego miejsca zamieszkania) trafiają na konto urzędu wojewódzkiego. Statystyki pokazują, że na przekleństwa pozwalają sobie najczęściej ludzie młodzi i pijani. Tych ostatnich na gorącym uczynku najłatwiej przyłapać na osiedlowych ławkach, przy sklepie monopolowym czy w ogródkach piwnych. Pijani zwykle nie dostają mandatów - trudno przecież dyskutować z takimi dyskutować - tylko od razu ich sprawa kierowana jest do sądu. Jak zapewniają sami tropiciele przekleństw, nie zawsze karą jest mandat - może się skończyć na wylegitymowaniu bądź pouczeniu delikwenta. Jeśli przy tym przeklinający wyraża skruchę i przestaje używać wulgaryzmów, może liczyć na łaskę. Policjanci i strażnicy miejscy szczególnie wyczuleni są na przekleństwa w miejscach, w których przebywają dzieci. W sprawie przeklinania interweniują u dyrekcji szkół i u rodziców małoletnich osób. Stop wulgaryzmom W Elblągu od września 2004, kiedy zaczęła się akcja "Stop wulgaryzmom!", do końca czerwca 2005 roku mandaty otrzymało 2538 osób, które muszą w sumie zapłacić 165 tysięcy złotych. Tylko w czerwcu ubiegłego roku elbląscy policjanci ukarali 289 osób, wystawiając mandaty na łączną sumę blisko 20 tys. zł. - Chociaż media nie mówią już o akcji "Stop wulgaryzmom", tak często jak na początku, jest ona cały czas realizowana przez elbląską policję i przynosi pożądane efekty - powiedział "Gazecie Olsztyńskiej" Jakub Sawicki z zespołu prasowego Komendy Miejskiej Policji w Elblągu. Treść przepisu art. 141 kodeksu wykroczeń oraz kara za jego złamanie są już znane niejednej osobie w Elblągu. Dały się we znaki na tyle, że coraz częściej mieszkańcy i turyści zastanawiają się nad tym, gdzie i co mówią. Pracy elbląskich policjantów przyglądał się Daniel Wołodźko. Posłuchaj jego relacji: Kosztowne bluzgi ze sceny Czasem jednak gorliwość stróżów języka jest zaskakująca. Niedawno "Życie Warszawy" donosiło, że 20-letni hip-hopowiec Bartek Sajko z Darłowa został skazany na 50 zł grzywny za przeklinanie w czasie występu w miejscu publicznym. Bartek i jego znajomi spotkali się w salce Spółdzielni Mieszkaniowej "Bałtyk". Bartek śpiewał w swoim ulubionym wolnym stylu (freestyle), wymyślając słowa i rymy na gorąco. Świadkiem tej improwizacji stał się dzielnicowy, który wszedł do sali i słysząc niecenzuralne słowa, kazał przerwać koncert, a śpiewającemu zejść ze sceny. Za używanie wulgarnych słów w miejscu publicznym policjant chciał ukarać chłopaka mandatem w wysokości 200 zł, ale ten go nie przyjął. Dzielnicowy skierował sprawę do sądu. Sąd Rejonowy w Koszalinie uznał, że raper jest winny. Wymierzył grzywnę w wysokości 50 zł. Od przeklinania do... Policjanci mówią, że przeklinania nie należy bagatelizować, a używających wulgaryzmy nie można traktować pobłażliwie. Za przekleństwami często idą bowiem - zwłaszcza u osób pijanych - zaczepki czy wymuszenia. Jeśli zaś winowajca raz zapłaci mandat, to może następnym razem powstrzyma się od publicznych awantur.