Tak jest na przykład w Walii: mieszkańcy małego miasteczka Cae Onan są dość skrępowani obecnie obowiązującą nazwą. W tłumaczeniu z walijskiego oznacza ona bowiem "Łąka Onana". Słowo "Onan" w języku walijskim nie odnosi się - ku smutkowi mieszkańców - do niczego innego, niż tylko do biblijnego Onana, "patrona" masturbacji i stosunków przerywanych. Zażenowani obywatele zwrócili się do władz lokalnych z petycją o zmianę nazwy. Proszą o przemianowanie Cae Onan na Cae Onnen, co oznaczałoby "Łąka Popiołów". Może mało optymistycznie, ale za to lekko gotycko i - na pewno - bardziej godnie. Podobny problem mają mieszkańcy ulicy Hookera w miasteczku Whitewood w Dakocie Południowej. Niby - jak się wydaje - nic wielkiego, tym bardziej, że ulica nazwana jest ku czci generała Josepha Hookera, bohatera Unii z czasów amerykańskiej wojny domowej. Jednak przeciętny Amerykanin rozumie nazwę jednoznacznie: ulica Dziwek, ponieważ słowo "hooker" w potocznej angielszczyźnie oznacza prostytutkę. Podobna sytuacja ma miejsce w Krakowie: na Kazimierzu istnieje ulica upamiętniająca rabina o nazwisku Kup. Wielu turystów robi sobie więc zdjęcia pod tabliczką z dumnym napisem: ul. Kupa. Jednak nie wydaje się, żeby - w przeciwieństwie do zasmuconych obywateli Whitewood - ktokolwiek z mieszkańców ulicy Kupa miał z tym jakiś problem. Najczęściej kradziona tabliczka z nazwą miejscowości znajduje się w miejscowości Fucking w Austrii. Miejscowość ta dorobiła się już statusu kultowej, a anglojęzyczne wycieczki celowo wybierają się do tego tyrolskiego miasteczka tylko po to, by zrobić sobie zdjęcie pod dziwną nazwą. Zdjęcia te krążą w internecie i budzą szczególną radość, kiedy pod tabliczką z napisem "Fucking" znajduje się dodatkowo ostrzeżenie przed nadmierną szybkością: "Bitte, nicht so schnell". Rzecz ma się podobnie z tajską prowincją Phuket. Phuket jest miejscem niezmiernie popularnym ze względu na swoje turystyczne walory, odwiedzane jest więc przez tysiące wczasowiczów. Pośród tych wczasowiczów - wiadomo - wielu jest takich, którzy posługują się językiem angielskim, a w tym języku Phuket czyta się identycznie, jak "Fuck it". Turyści mają więc kupę radości, a lokalne władze na próżno błagają, by nazwę prowincji odczytywać jako "Puket". To nie wszystko. W Nowej Funlandii leży miłe miasteczko o nazwie Dildo. Zrezygnowani mieszkańcy już dawno przestali tłumaczyć turystom fotografującym się przy znaku drogowym, że nazwa ta nie oznacza "sztucznego penisa", jak rozumieją rozradowani goście, tylko jest zwulgaryzowaną wersją francuskiej nazwy "De l'ile de l'eau" - co znaczy "Wodna Wyspa". Turyści jeżdżą też do Zachodniej Wirginii tylko po to, by zrobić sobie zdjęcie pod znakiem oznaczającym wjazd do miejscowości "Fort Gay". Słowo "knob" w literackim języku angielskim oznacza "wybrzuszenie" bądź "klamkę". Każdy jednak wie, że słowo to w slangu oznacza ni mniej, ni więcej, tylko penis. Dlatego ucieszeni anglofoni z radością nabijają się z nazw takich, jak Knob Lick w stanie Missouri, czy Iron Knob w Australii. Podobnie sprawa miała się z krakowskim pałacem Bonerowskim, który przemianowano na królewsko brzmiący "Boner Palace". Znający angielski turyści - i sami krakowianie - pękali ze śmiechu. "Boner" oznacza bowiem penisa w stanie wzwodu, a terminem "boner palace" zwykło określać się gejowskie kluby z dark roomem.