Nastolatek, wraz z kolegami, wypłynęli na przejażdżkę canoe. Dzień wcześniej spadły ulewne deszcze, rzeka więc wezbrała i nurt był bardzo silny. Canoe wywróciło się, a pasażerowie cudem dopłynęli do piaszczystej wyspy pośrodku rwącej rzeki. Ratownicy, sprowadzeni z dwóch hrabstw, mieli problem z dostaniem się na wysepkę, na której utknęli nastolatki. Dzień później samochód prowadzony przez chłopca uderzył w drzewo. Był to stary i masywny dąb przy zakręcie, na którym - według relacji ratowników, którzy przyjechali na miejsce wypadku - ląduje bardzo wielu kierowców. - Chłopak cudem przeżył - mówili. Kiedy opatrywano go w karetce, nadwyrężone drzewo upadło na ambulans. Straży pożarnej odwalanie pnia, który zgniótł wyjście z samochodu zajęło półtorej godziny. Nikomu jednak nic się nie stało. To był cud numer trzy. Tutaj jednak szczęście chłopca się skończyło. Stanie przed sądem za jazdę bez pasów i bez obowiązkowego ubezpieczenia.