Dziwaczny incydent miał miejsce w poniedziałek na nowojorskim lotnisku J.F.Kennedy'ego, kiedy wylądował na nim samolot JetBlue z Pittsburgha. 34-letni steward Steven Slater wdał się w sprzeczkę z pasażerem, który wyjął bagaż podręczny z półki nad siedzeniami, zanim samolot podjechał do terminalu. Kiedy steward zwrócił mu uwagę, że powinien poczekać na pozwolenie od załogi, pasażer obrzucił go wyzwiskami. Bagaż spadł na głowę Slatera. Ten zażądał przeprosin, na co pasażer odpowiedział dalszą serią przekleństw. Steward podszedł wtedy do mikrofonu, oświadczył, że ma dość pracy, i przy okazji zwymyślał pasażerów. Następnie - kiedy samolot już stał - otworzył drzwi awaryjne, uruchomił pneumatyczny trap ratunkowy, zjechał po nim na płytę lotniska i pobiegł na parking dla personelu, skąd odjechał swoim samochodem do domu. Zanim opuścił samolot, zdążył jeszcze wziąć stamtąd puszkę piwa. Slater został aresztowany wkrótce potem w swoim domu w Queens w Nowym Jorku. Policja oskarża go, że naraził na niebezpieczeństwo naziemną obsługę lotniska, gdyż pneumatyczny trap spada z samolotu błyskawicznie i "ktoś mógł zostać zraniony lub zabity" - jak twierdzi jeden z funkcjonariuszy. Jak pisze wtorkowy "New York Times", wydarzenie to jest kolejnym przejawem "rosnącej wrogości między obsługą linii lotniczych a pasażerami". Ma to wynikać z napięć związanych z zaostrzonymi wymogami bezpieczeństwa, kontrolami na lotnisku i przeciążeniem pracą załóg obsługujących pasażerów. Z wypowiedzi internautów komentujących incydent wynika jednak, że większość solidaryzuje się ze Slaterem. Wyrażają oni przekonanie, że utratę pracy zrekompensują mu kontrakty na wywiady, np. w programie "Larry King Live" w telewizji CNN. Niektórzy domagają się ukarania niesfornego pasażera, z którym steward się kłócił.