Portrety kolejnych przewodniczących parlamentu wykonał renomowany ponoć artysta Dragan Stojkov. Twarze oddał bardzo realistycznie, ale ze zniekształconą perspektywą i szczególnym upodobaniem do czerwonej farby, co sprawiło, że sportretowani wyglądają, jakby byli źle uszminkowani albo chorzy. "Wyglądają, jakby spadli z Marsa" - ocenił dzieła jeden z ekspertów, krytykując portrety jako "złą, prowincjonalną sztukę". Niektórzy ze sportretowanych zażądali nawet usunięcia ich podobizn z parlamentu. Olejne portrety, zawieszone w gmachu parlamentu, spotkały się z jeszcze ostrzejszymi recenzjami zwykłych obywateli. Ludzie mówią o "zdjęciach z listów gończych", pewien obywatel uznał nawet, że byłoby lepiej, gdyby przewodniczących parlamentu "wypchać po śmierci" i wystawić na widok publiczny. Oburzenie opinii publicznej budzi też cena, jaką artyście zapłacono za jego dzieła. Każdy portret kosztował, w przeliczeniu, prawie 2 tysiące euro, a zamówiono ich ponad 20. "Naród nie ma co jeść, a politycy sprawiają sobie portrety" - napisał pewien wzburzony słuchacz radia B92. Jego zdaniem, za takie portrety nie powinno się zapłacić więcej niż 50-100 euro.