John Morgan, 51-letni właściciel sklepu ze sprzętem do nurkowania porównał swoją ponad 50-metrową, mrożącą krew w żyłach przejażdżkę do jazdy na nartach wodnych. Jak powiedział, tego niedzielnego popołudnia był zaledwie 300 metrów od brzegu, gdy nagle pojawił się ogromny rekin. - Byłem przerażony - mówił Morgan. - Rekin zaczepił o linę przytwierdzoną do deski surfingowej i mojej nogi, a potem zaplątał się w nią i zaczął płynąć na pełne morze, ciągnąc mnie za sobą - dodał. - Porównanie tego do holowania przez motorówkę byłoby może lekką przesadą, ale płynęliśmy naprawdę szybko - wyjaśnił. Surfer wspomina, że trzymał się kurczowo deski, aż w pewnym momencie rekin uwolnił się i odpłynął. Lina pozostała nienaruszona. Morgan nie jest pewien, jaki gatunek rekina spotkał. - Pewnie był tak samo wystraszony sytuacją jak ja - podsumował.