W amerykańskim eksperymencie wzięło udział 20 dyrygentów oraz liderów zespołów muzycznych i 20 niezwiązanych z muzyką studentów. Wiek wolontariuszy wahał się od 28 do 40 lat. W obu grupach podczas wykonywania zadań słuchowych zaobserwowano charakterystyczne zjawisko: zmniejszenie aktywności w obszarach związanych z widzeniem (przy jednoczesnym jej zwiększeniu w rejonach słuchowych). Gdy zadania były trudniejsze, u dyrygentów obserwowano słabiej zaznaczone zmiany niż u nie-muzyków. Badacze z dwóch uczelni, centrum medycznego Wake Forest University oraz Uniwersytetu Północnej Karoliny, posłużyli się funkcjonalnym rezonansem magnetycznym (fMRI). Kiedy wolontariusze leżeli w skanerze, słuchali dwóch różnych dźwięków, odtwarzanych w odstępie tysięcznych sekundy. Mieli określić, który z nich pojawił się jako pierwszy. By wyrównać szanse, profesjonalnym muzykom utrudniono zadanie. Aktywność w obszarach mózgu związanych ze słuchem wzrastała, we wzrokowych malała. Wraz ze wzrostem trudności zadania nie-muzycy "przenosili" coraz więcej nakładów do obszarów słuchowych (w ten sposób wspomagali procesy uwagi). Po przekroczeniu pewnego stopnia trudności u muzyków nie obserwowano podobnego zjawiska, co oznacza, że lata treningu korzystnie wpłynęły na organizację ich mózgu. Dzięki niemu dyrygenci potrafili z większą łatwością skupić się na dźwiękach. Wyobraźmy sobie różnicę między słuchaniem czyjejś mowy w cichym pomieszczeniu a wsłuchiwaniem się w dyskusję w wypełnionym hałasem pokoju - wyjaśnia dr Jonathan Burdette. To dlatego mózg musi zamknąć oczy... Anna Błońska