Pochodząca z Bretanii Therese Bordais wybrała się w końcu czerwca wraz z mężem i kilkunastu innymi wędrowcami na wycieczkę po górskim parku narodowym w hiszpańskich Pirenejach. W pewnym momencie lekkomyślnie odłączyła się od grupy, szukając na własną rękę zagubionego szlaku. Wtedy właśnie pechowo upadła i stoczyła się ze zbocza. Oczekując pomocy, następne doby kobieta spędziła na dnie wąwozu, pijąc wodę ze strumyka. - Nie miałam ze sobą żywności, nic nie jadłam, ale nie byłam głodna - wspomina uratowana Therese w wywiadzie dla regionalnej bretońskiej gazety. Przed chłodem i deszczem chroniła się pod osłoną z kamieni. Rozłożyła na ziemi wszystkie swoje ubrania, by mogły ją dostrzec śmigłowce górskich ratowników. Jednak poszukiwania przez służby ratownicze ze śmigłowcami i psami górskimi nie przynosiły przez długi czas rezultatu. Dopiero po 11 dniach hiszpański helikopter dostrzegł na terenie parku leżącą na ziemi czerwoną koszulkę należącą, jak się okazało, do zaginionej turystki. Bardzo osłabiona, ale przytomna Therese została odwieziona do szpitala, gdzie odzyskała siły. W piątek ma wrócić do domu, gdzie czeka na nią mąż, Marcel. Pytany przez radio France Info, przyznał on zaraz po otrzymaniu radosnej wiadomości, że stracił już wszelką nadzieję na odnalezienie żony. Nie wierzył, że można tak długo przeżyć bez żywności i przy złej pogodzie. Sama Therese zapowiada teraz: - Nie porzucę pieszych wędrówek, ale nigdy już nie pójdę w góry!.