- Nieważne, gdzie się człowiek modli, lecz jakie ma serce - powiedział proboszcz parafii w Perechodach, dominikanin Dmytro Andrijczyn. Cysterna (o długości ok. 18 m) trafiła do wsi za sprawą jednego z mieszkańców, który otrzymał ją w ramach wypłaty zaległego wynagrodzenia. W tym samym czasie parafianie zbierali pieniądze na budowę kościoła. Kiedy dowiedzieli się, że właściciel cysterny chce za nią jedynie tysiąc dolarów, postanowili ją kupić i przerobić na świątynię. Ówczesny proboszcz, ksiądz Jan Piątkowski, zgodził się na to bez zastanowienia. Taniej kościoła nie udałoby się zbudować - zauważa "5.Kanał". Przystosowanie cysterny dla potrzeb wiernych zajęło dwa miesiące. Pomalowano ją, położono podłogę, zainstalowano światło. U wejścia do nietypowej świątyni skonstruowano murowany przedsionek z krzyżem. Obok stanęła niewielka dzwonnica. Nietypowa świątynia była najpierw obiektem żartów. Księża i parafianie nie przejmowali się tym, twierdząc, że lepiej modlić się we własnym kościele, niż jeździć na mszę do oddalonego o kilkanaście kilometrów Czortkowa. Obecnie ksiądz Andrijczyn myśli o zgłoszeniu swej świątyni do Księgi rekordów Guinnessa.