Dziś, zaraz po porannej mszy, prezydent i były premier zamienili się miejscami. Jarosław Kaczyński wślizgnął się do Pałacu Namiestnikowskiego, a Lech w tym czasie udał się do Juraty by szaleć na quadach, co - jak wiemy - uwielbia Jarosław. Nikt w Pałacu, włącznie z prezydenckim ministrem Michałem Kamińskim, nie rozpoznał w Lechu Jarosława. Również ochrona w Juracie była pewna, że czarna, absolutnie niedziadowska limuzyna wiezie nie byłego premiera, który nie może się doczekać, kiedy odbije sobie brak prawa jazdy szalejąc bez kasku quadem po helskiej ściółce i chronionej roślinności, ale pana prezydenta, który - w ten jeden, jedyny dzień w roku - odpocznie sobie od obowiązków głowy państwa. Od razu spieszymy uspokoić czytelników, że panu prezydentowi - który przecież wymknął się z Pałacu i spod ochrony BOR-u - nic nie grozi: podobnie, jak brat Jarosław, podobny jest do głowy państwa jak dwie krople wody, w związku z czym ochrona jak najbardziej mu przysługuje. Mamy tylko nadzieję, że BOR-owcy pędzący za prezydenckim quadem nie zadepczą kiełkujących właśnie pierwiosnków. ZS OBYWATELU! W wielkie święto 1-go kwietnia ustanów nową, świecką tradycję! Zostań newsowym sabotażystą