Samolot linii Air India miał lecieć z Kalkuty przez Gaję do Rangunu w poniedziałek rano. Z powodu spragnionego powietrza mnicha lot opóźnił się niemal o siedem godzin. Buddyjski mnich Waza Thunga ulokował się w pobliżu wyjścia awaryjnego przy lewym skrzydle i zaczął studiować broszurę zawierającą opis zasad bezpieczeństwa i zachowania na wypadek sytuacji awaryjnych. Kilka chwil później pasażerowie i personel pokładowy przeżyli chwile grozy, gdy ujrzeli, że ich towarzysz podróży otwarł jedno z wyjść awaryjnych. Stewardessa nie zdążyła bowiem jeszcze ich zablokować. Zamiast silników 139 pasażerów i załoga usłyszeli ogłuszający sygnał alarmowy świadczący o poważnych problemach na pokładzie. Pasażerowie musieli opuścić samolot, a fachowcy potrzebowali kilku godzin na zamknięcie wyjścia awaryjnego i kontrolę bezpieczeństwa. Zapytany, dlaczego otworzył wyjście, mnich powiedział, że dusił się. Niewiele więcej zresztą mógł powiedzieć, bo bardzo kiepsko zna angielski. Niemniej instrukcję w języku angielskim zrozumiał i ściśle według zawartych w niej wskazówek otwarł wyjście awaryjne.