Posłuchał w ostatniej chwili i trafił główną wygraną - 7,5 miliona nowozelandzkich dolarów (ok. 3,5 miliona euro) - donoszą lokalne media. Szczęśliwiec przyznaje, że miał już dość "utyskiwań" żony, w sobotę podjechał do kolektury na dwie minuty przed jej zamknięciem i kupił los. Wiadomość, że z dnia na dzień stał się milionerem, też zawdzięcza żonie. Podczas zakupów w niedzielę rano owa pani wyraziła ochotę zjedzenia kiełbasek, ale okazało się, że mąż nie miał przy sobie drobnych. Zajrzał więc do kolektury w nadziei, że wygrał może jakąś skromną sumę, którą wypłacą mu od ręki. Gdy wkrótce potem pokazał żonie los z wielką wygraną, pani omdlała, a kiedy doszła do siebie, zdołała tylko wykrztusić: "Ale ja przecież chciałam tylko kiełbaskę".