Podkreślają, że całe to surrealistyczne zdarzenie, które rozegrało się w biały dzień na autostradzie między Wiecznym Miastem a Fiumicino, przypominało scenę wziętą z filmu. Wysłużonym policyjnym samochodem z przebiegiem 200 tysięcy kilometrów funkcjonariusze jechali z Florencji na rzymskie lotnisko, by wsadzić Rumuna do samolotu. Gdy zbliżali się już do Fiumicino, radiowóz zapalił się. Na widok wydobywających się spod maski płomieni policjanci wyskoczyli z auta i wtedy właśnie uświadomili sobie, że tylne drzwi są zablokowane z powodów bezpieczeństwa. Uwolnili więc mężczyznę forsując drzwi. Następnie cała trójka na piechotę wyruszyła poboczem autostrady w stronę lotniska. Usiłowali nawet złapać autostop. Policjanci z zatrzymanego przez nich samochodu wyjaśnili, że nie mogą pomóc piechurom, a następnie odjechali. Policjanci z deportowanym imigrantem zdążyli na samolot. Z wielką goryczą opowiadają teraz o całym zdarzeniu, podkreślając, że to najlepiej świadczy o tym, w jakim stanie są ich samochody i w jakich warunkach pracują. - Ryzykujemy własne życie i ciągle tylko słyszymy slogany ze strony polityków - powiedział jeden z nich.