Mark Ewing - właściciel i samochodu, i psa, zatrzymał się przy pizzerii, by zamówić sobie coś na wynos. Wypuścił z samochodu swego labradora o imieniu Charlie. Charlie jednak zdecydował się wskoczyć z powrotem do wozu przez okno, gdzie, kręcąc się przy kierownicy, zwolnił hamulec. Ewing wyszedł z restauracji i zamarł pośrodku parkingu z pizzą w jednym, a colą w drugim ręku. Jego samochód właśnie tonął w lokalnej rzece. Labrador Charlie - pies nie w ciemię bity - wyskoczył w ostatniej chwili z tonącego auta i, machając ogonem, przywarował u stóp pana. - To był najdziwniejszy widok, jakiego byłem kiedykolwiek świadkiem - powiedział potem pan Ewing - mój samochód toczący się do wody i jego kierowca - jak na filmach - wyskakujący w ostatniej chwili oknem. Tylko, że kierowcą był mój pies.