Jak doniosła popularna wówczas gazeta "Cedar Rapids Evening Gazette", wiosną 1908 roku w Waszyngtonie zjawił się niejaki Charles Vaden Barton, który kazał nazywać się "hrabią", a którego "Cedar Rapids Evening Gazette" (i waszyngtońscy reprezentanci do Kongresu) uparli się nazywać "świrem". Ogłosił on, że startuje ze swoją kampanią, która potrwa... równe sto lat i pozwoli mu zostać prezydentem USA w 2008 roku. Na nieśmiałe pytania, czy to aby nie za późno, niezrażony "hrabia" odpowiadał, że nie, że wszystko w porządku, jest bowiem św. Janem Chrzcicielem nowego tysiąclecia i nie może umrzeć. Dlatego właśnie może pozwolić sobie na tak długotrwałą kampanię, która na 100 procent zapewni mu elekcję w 2008 roku. Co ze względu na jego posłannictwo miało być bardzo ważne. Niestety, nie udało nam się ustalić dlaczego pan Barton nie kandyduje w tegorocznych wyborach prezydenckich w USA. ZS