Podprowadzono go do stanowiska dla świadków. Osioł podszedł tam, tupocząc kopytkami po podłodze, przystanął, i wielkimi, błyszczącymi oczami wpatrywał w wysoki trybunał. Sprawa dotyczyła kłótni pomiędzy dwoma sąsiadami - nafciarzem Johnem Cantrellem i adwokatem Gregorym Shamounem. Pan Shamoun stawiał sobie na podwórku za domem szopę na narzędzia. Szopa ta osobliwie nie podobała się panu Cantrellowi, który wielokrotnie prosił nafciarza Shamouna o zaprzestanie jej budowy. Spotkawszy się z odmową, pozwał pana Shamouna do sądu o naruszenie prawa sąsiedzkiego i wnioskował do rady miejskiej, żeby ta zakazała panu Shamounowi budowania szopy. Pan Shamoun postanowił załatwić sprawę po teksasku. Może nie za pomocą broni, ale używając równie radykalnych środków. Sprowadził oto ze swojego rancza w Midlothian osła, który nieznośnie ryczał i kwiczał. Pan Cantrell uskarżał się wielokrotnie na hałas i smród nie sprzątanych oślich fekaliów. Poszedł zatem do sądu po raz wtóry, tym razem ze skargą na owca. - Ryczy dzień i noc. Spać nie daje. Robi pod siebie. Wszystko cuchnie. - Skarżył się pan Cantrell. Sędzia zdecydował się przesłuchać osła. Chodziło bardziej o formę, niz o treść. Osioł jednak okazał się zwierzęciem o nienagannych manierach, i choć trybunał wraz z ławą przysięgłych wpatrywali się weń dość długo, ten potupywał jedynie skromnie kopytkiem, nie dostarczając dowodów przeciw panu Shamounowi. Cała sprawa, jak to w Ameryce, skończyła się jednak happy endem. Sąsiedzi doszli do porozumienia - pan Shamoun kupił część posesji pana Cantrella przylegającą do szopy z narzędziami, a pan Cantrell wycofał skargę.