Przygotowywanie puddingu było wielkim wydarzeniem w rodzinie. W ostatnią niedzielę przed Adwentem dzieci pomagały matce mieszać składniki potrzebne do przygotowania tej niezwykłej bożonarodzeniowej potrawy. Wtedy trzeba było sobie pomyśleć życzenie, które miało się spełnić w Święta. Nie wiadomo, kiedy dokładnie pojawił się zwyczaj wkładania pieniążka do tej świątecznej potrawy, ale może mieć on swoje korzenie w starożytnym Rzymie. Podczas Saturnaliów do jedzenia wkładano amulety, które miały zapewnić urodzaj i pomóc zyskać przychylność Saturna, rzymskiego boga urodzaju. Dzisiaj sześciopensówka kosztuje od 1 do 5 funtów. To nie dużo jak na gwarancję spełnienia marzeń. Można ją nabyć na popularnych aukcjach internetowych. Obecnie zwyczaj związany z wkładaniem monety do świątecznego puddingu stracił ten rodzinny, magiczny charakter, ponieważ coraz mniej gospodyń Albionu potrafi przyrządzić Christmas Pudding z prawdziwego zdarzenia. To oczywiście nie znaczy, że mieszkańcy Wysp tak łatwo zrezygnowali ze szczęścia. Półki brytyjskich supermarketów uginają się pod ciężarem gotowych puddingów. Do większości dorzucana jest gratis... sześciopensówka. Podwiązka, but, magiczne koło. Nie oglądaj się za siebie! Słynne "zaklinacze szczęścia" znalazły swoje uznanie również wśród panien planujących zamążpójście. Pierwsze zwyczaje związane z tą srebrną monetą przyjęły się za panowania królowej Elżbiety I. To właśnie wtedy feudał jako prezent ślubny ofiarował pannie, która wychodziła za mąż, taką właśnie numismę. Z czasem tradycja ta nieco się zmieniła - to rodzice panny młodej odkładali sześć pensów na wiano. Za panowania Wiktorii Hanowerskiej - czyli w czasach znanych nam jako epoka wiktoriańska - przyjął się zwyczaj ofiarowania pannie młodej srebrnej sześciopensówki, która miała zapewnić pomyślność małżonkom. Moneta ta przynosiła szczęście pod jednym warunkiem: młoda dama opuszczająca dom rodziców musiała ją wyjąć z podwiązki, włożyć do buta, a następnie przejść się, zakreślając na ziemi koło i jednocześnie prosząc w myślach o pomyślność. Gdy poczyniła te magiczne sztuczki, przekładała monetę do podwiązki i szła w stronę domu przyszłego męża, nie oglądając się za siebie, bo to mogło przynieść pecha. Z tym zwyczajem wiąże się stara brytyjska rada dla panny zmieniającej stan cywilny: Something old, something new, Something borrowed, something blue, and a sixpence for her shoe. ( Coś starego, coś nowego, coś pożyczonego, coś niebieskiego i sześciopensówka w bucie). Przesądy kobiet wychodzących za mąż nie znają jednak granic geograficznych. Im więcej działań odpędzających pecha, tym lepiej. Wszystko to, co w starym brytyjskim porzekadle zostało ujęte, znalazło swoje odzwierciedlenie w polskiej tradycji. No, może poza sześciopensówką... Sentyment pozostał O wielkim sentymencie Brytyjczyków do sześciopensówek, których od dawna nie ma już w obiegu, świadczą pielęgnowane od wieków tradycje. Srebrny pieniądz stał się pełnoetatowym gwarantem pomyślności. Nie wiadomo, czy Brian May, brytyjski gitarzysta i współzałożyciel zespołu Queen, marzył kiedyś o spotkaniu w cztery oczy z królową Elżbietą II. Jeśli jednak jako dziecko w świątecznym puddingu znalazł sześciopensówkę, którą grał kilkadziesiąt lat później na gitarze przed brytyjską królową, to z pewnością owa moneta przyniosła mu szczęście...